Mario Monti przyjeżdża bowiem na obecny szczyt w podwójnym charakterze: szefa rządu i lidera partii, idącej do niedalekich już wyborów parlamentarnych pod hasłem kontynuacji dotychczasowej polityki oszczędności, ale także rozwoju.

Do zdwojonego wysiłku zmusza premiera Włoch nie tylko rola, jaką wybrał dla siebie na politycznej scenie swego kraju. Nie mógł mu się nie udzielić bojowy nastrój, jaki wywołała wiadomość, że Włochy przekazały w ostatnim roku do unijnej kasy 16 miliardów euro, a zainkasowały o prawie sześć miliardów mniej. Dysproporcja ta zaskoczyła wszystkich i powinna dodać skrzydeł proeuropejskiemu zawsze Montiemu, który nie może powrócić z Brukseli z pustymi rękami. Przyglądają mu się bacznie przeciwnicy z Silvio Berlusconim na czele, ale również przyszli sojusznicy z Partii demokratycznej, której przywódca Pierluigi Bersani domaga się od premiera nieustępliwości w kwestii nakładów na zatrudnienie i ożywienie gospodarki, a także na rolnictwo.

Mario Monti nie ukrywa, że w walce gotów jest uciec się do zawetowania projektu budżetu, nawet gdyby miał zrobić to sam.

Reklama