Po latach nieobecności na scenie biznesowej Agenor Gawrzyał powraca w nowej roli. Tym razem nie po stronie bezwzględnych instytucji finansowych, lecz krnąbrnego dłużnika.
Koordynuje restrukturyzację blisko 3 mld zł długu PBG. W zeszły piątek miał pierwszy sukces. Nowy plan restrukturyzacji spotkał się z ciepłym przyjęciem wierzycieli. Przed nim jednak jeszcze miesiące zmagań, by doprowadzić do podpisania ugody i uratować budowlanego molocha.
Jacek Socha, były minister skarbu, szef KPWiG, a obecnie współpracujący z Gawrzyałem przy planie restrukturyzacji PBG z ramienia PwC, uważa go za kompetentnego i konsekwentnego w działaniu. – Co ciekawe, jest dostępny niemal o każdej porze dnia i nocy. Jeżeli nie może odebrać telefonu, na pewno oddzwoni – zapewnia Socha.

761 mln zł na tyle opiewają obecne kontrakty PBG

Reklama
Od osób znających przebieg rozmów PBG z wierzycielami wiadomo z kolei, że włączenie Gawrzyała było strzałem w dziesiątkę głównego akcjonariusza. – W świecie finansów Agenora szanują i widać, że chcą go słuchać. Bankierzy mają też do niego zaufanie. Wiedzą, że jak coś powie, to dotrzyma słowa – mówi jedna z osób zaangażowanych w negocjacje.
Na zeszłotygodniowym spotkaniu z wierzycielami to właśnie Gawrzyał był mistrzem ceremonii.
On sam nie chce zdradzić, czym skusił go Jerzy Wiśniewski, że – po latach nieobecności na scenie biznesowej – zdecydował się wrócić do gry. Według jego znajomych raczej nie chodziło o pieniądze, bo tych przez lata pracy w WBK, BGŻ, a przede wszystkim w kontrolowanej przez Jana Kulczyka Warcie uzbierał niemało. – Skusiło go wyzwanie – mówi jeden z jego przyjaciół.

496 mln zł chce pozyskać budowlana spółka ze sprzedaży nieruchomości

Gawrzyał nie kryje, że w restrukturyzacji PBG najbardziej pociąga go to, że nigdy w projekcie o podobnej skali nie uczestniczył. To dla niego tym bardziej ciekawe przeżycie, że nie stał nigdy po stronie... zadłużonego. – W przeszłości stałem po drugiej stronie, czyli instytucji finansowych, ale pamiętam, że zawsze zależało nam na pomocy zadłużonemu, a nie na doprowadzeniu go do upadku – wspomina.
Ryzykuje sporo, bo zadanie, przed którym stoi, do łatwych nie należy. Dość przypomnieć, że gdy PBG, które zbudowało przecież Stadion Narodowy w Warszawie i zrealizowało wiele innych infrastrukturalnych projektów przed Euro 2012, popadło w kłopoty finansowe, ratowania spółki odmówił minister skarbu Mikołaj Budzanowski. Choć w drugiej połowie zeszłego roku podległa MSP Agencja Rozwoju Przemysłu pompowała pieniądze w konkurencyjny Polimex, to ze słów ministra wynikało, że PBG jest nie do uratowania.
Mimo że głównego akcjonariusza PBG Jerzego Wiśniewskiego nie znał, dopóki nie dostał propozycji wejścia do rady nadzorczej Rafako, to – jak mówi – kibicował przez cały okres rozwoju jego imperium. Uważa, że szkoda tego zmarnować.
Dotychczas szczytowym punktem kariery Gawrzyała było stanowisko prezesa firmy ubezpieczeniowej Warta. Jednak gdy niecałe 10 lat temu Jan Kulczyk sprzedał swoje akcje w towarzystwie belgijskiemu KBC, odszedł także Gawrzyał i na lata słuch po nim zaginął.
Znajomi twierdzą, że bez reszty oddał się w tym czasie swojej pasji, czyli wędrówkom górskim. Na wyprawach był m.in. w Afryce, Australii, a nawet w Himalajach. – To twardy gość. Mimo że jest po pięćdziesiątce, to zwykle on podkręca tempo marszu albo w razie propozycji przystanku namawia do dalszej drogi – wspomina jeden z uczestników jego wypraw.
Jacek Balcer, obecnie doradca zarządu PBG, który zna go jeszcze z czasów pracy w Warcie, też podkreśla jego krzepę, ale na boisku piłkarskim. To druga sportowa pasja Gawrzyała.

449 mln zł o taką kwotę spółka chce obniżyć koszty operacyjne

Jest też pasjonatem książek, które kupuje na kilogramy. Sam opowiada anegdotę o tym, jak pewnego razu stwierdził, że ma już tak dużo książek, iż na pewno nigdy ich wszystkich nie przeczyta. Dlatego postanowił przestać kupować. Tyle że w jednym z ogłoszeń przeczytał o kursie szybkiego czytania, co tchnęło w niego wiarę w to, że jednak da radę, i znowu zaczął kupować książki. I czyni tak do dziś, choć kursu szybkiego czytania nigdy nie skończył.
Chociaż jego biblioteka pęka w szwach, najczęściej sięga po „Małego Księcia” Antoine’a de Saint-Exupery’ego oraz po „Mistrza i Małgorzatę” Michaiła Bułhakowa.
Z opowieści jego współpracowników wynika, że – podobnie do Bułhakowa, który do końca życia poprawiał swoją powieść – Gawrzyał jest perfekcjonistą. Jacek Balcer mówi o nim: – To mój mentor. Jednak nauka u niego nie była lekka. Pot i łzy.
Jednak gdy po latach Gawrzyał zaproponował mu po raz kolejny pracę, nie wahał się ani chwili i zrezygnował nawet z wymarzonej pracy pilota w jednej z zagranicznych linii. – Jego perfekcjonizm nie ma nic wspólnego ze złośliwością. W końcu zrozumiesz, że on mówi: jak coś robisz, to rób to dobrze. Nie tylko dla siebie, ale też z szacunku dla innych – mówi Balcer.