Guido Mantega, brazylijski minister finansów, który jeszcze trzy lata temu oskarżał uprzemysłowione kraje o celową politykę wpływania na kursy walutowe, deklaruje dziś, że rezygnuje z dążeń do osłabienia reala. Wraz z poddaniem się Brazylii, globalne wojny walutowe zamieniają się w wojnę o pobudzenie wzrostu.

Prezes Rezerwy Federalnej USA Ben Bernanke, jak również inni szefowie banków centralnych, sygnalizowali w ubiegłym tygodniu, że obecna sytuacja na rynku walutowym jest wynikiem, a nie celem polityki monetarnej. Jest ona ukierunkowana na poprawę wzrostu gospodarczego, który jest na wyjątkowo niskich poziomach. To otwarta droga do trzeciej rundy „Wielkiego Luzowania Monetarnego”, o którym wspominał Morgan Stanley – pisze Bloomberg.

W ciągu ostatnich 12 miesięcy banki centralne większości państw ograniczyły interwencyjną politykę monetarną, a tempo gromadzenia zagranicznych rezerw walutowych na świecie jest najwolniejsze od 4 lat. Jak pokazują dane Bloomberga, zmienność na globalnym rynku walutowym jest obecnie znacznie mniejsza niż wynosi średnia w poprzedniej dekadzie.

Wojna walutowa?

Reklama

Analiza sytuacji na rynku walutowym mogłaby wskazywać, że mamy do czynienia ze zmasowaną wojną walutową, o którą rząd Brazylii oskarżał największe gospodarki jeszcze nie tak dawno temu. Nic bardziej mylnego, to po prostu polityka monetarna – przekonują dziennikarze Bloomberga Simon Kennedy, Emma Charlton i Ye Xie.

Paul Krugman, prof. z Uniwersytetu Harvarda i zdobywca nagrody Nobla z ekonomii, nazywa współczesne wojny walutowe “całkowitym nieporozumieniem”. “To polityka monetarna” – mówił dla Bloomberga w lutym.

„Banki centralne muszą obecnie robić wszystko, aby pobudzić wzrost, ponieważ alternatywną jest tu jedynie deflacja”, twierdzi Neil Williams, dyrektor w Hermes Fund Managers w Londynie. “Państwa, które luzowały politykę monetarną mają najsłabsze waluty. Nie chodzi tu o wielkie skoordynowane działanie w celu przebicia innych. To po prostu kwestia tego, że wszystkie kraje robią to samo jednocześnie” – dodał.

Więcej stymulowania gospodarki

Tak się złożyło, że w tym tygodniu odbędą się posiedzenia rad banków centralnych Japonii, Wielkiej Brytanii i strefy euro, a potrzeba stymulowania gospodarki na globalnych rynkach rośnie.

Spółka Capital Economics Ltd. policzyła, że gospodarki 7 największych krajów regionu skurczyły się w poprzednim kwartale, po raz pierwszy od początku 2009 roku. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że wzrost gospodarczy w wysokorozwiniętych krajach wyniesie na koniec tego roku 1,4 proc., czyli połowę średniego tempa w latach 1994-2003.

W tym samym czasie coraz więcej światowych przywódców obawia się, że banki centralne i rządy są na prostej drodze do powtórzenia polityki z lat 30., kiedy to kraje dewaluowały swoje waluty, aby utorować sobie ekspansję poprzez eksport. W ten sposób zmuszały swoich partnerów handlowych, aby podołali spadkom walutowym i uwalniali taryfy, które przyczyniły się do Wielkiego Kryzysu przed II wojną światową.

Takie waluty, jak funt czy jen wyraźnie się osłabiają. Funt brytyjski stracił od początku roku 5,2 proc, podczas gdy japońska waluta – 5 proc.

Duże prawdopodobieństwo tego, że Wielka Brytania i Japonia zwiększą środki stymulujące gospodarkę, które osłabi popyt na ich waluty, przejawia się w ostatnich rewizjach prognoz analityków. Roczne prognozy dla jena i funta są najbardziej obniżane wśród ponad 50 par walutowych śledzonych przez Bloomberga.