Czy bardziej bać się inflacji za sprawą amerykańskiej metody „quantative easing” i akcji Europejskiego Banku Centralnego. Czy raczej deflacji grożącej wskutek uporu Niemców zaprowadzających porządki nie tylko we własnych finansach publicznych.

Inwestorzy znają odpowiedź - łatwiej chronić się przed inflacją niż przed deflacją.

Są liczne przesłanki skłaniające do podjęcia tej myśli. Dostarcza ich np. najnowsza edycja rocznika wielkiego szwajcarskiego banku Credit Suisse (pt. „Credit Suisse Investment Returns Yearbook 2012”). Zamieszczono w nim artykuł trójki znanych dobrze inwestorom badaczy z London Business School (Elroy Dimson, Paul Marsh i Mike Staunton) oparty na analizie komu i jak się wiodło w inwestycjach finansowych przez 112 ostatnich lat w 19 krajach.

Jeśli spojrzeć na wykres obrazujący zmiany siły nabywczej pieniądza przez stulecia (Lawrence H. Officer and Samuel H. Williamson “Annual Inflation Rates in the United States, 1775 – 2012, and United Kingdom, 1265 – 2011”), to bardzo wyraźnie widać, że do końca XIX wieku lat z inflacją jest mniej więcej tyle samo co lat z deflacją, z lekkim przechyłem w stronę inflacji. Spostrzeżenie to znajduje potwierdzenie w pracach innych uczonych (np. Reinhart i Rogoffa).

Reklama

Mimo epizodu spektakularnego spadku cen w trakcie Wielkiego Kryzysu lat 30-tych, w ubiegłym stuleciu obraz zmienił się dość wyraźnie. Ze względu na dwie wojenne katastrofy, wiek XX kojarzony jest głównie z inflacją. Obeznanym z tematyką natychmiast przychodzi na myśl wspomnienie 209 miliardów procent rocznej inflacji w 1923 r. w Niemczech. W przerwach między kilkoma erupcjami hiperinflacji przez ostatnie 100 lat pieniądze marniały w świecie w miarę systematycznie. W USA w 1900 roku za jednego dolara można było kupić w sklepie tyle ile dzisiaj za 26 dolarów i 30 centów. Mierząc od drugiej strony, 1 dzisiejszy dolar miałby siłę nabywczą 3,8 centa z 1900 roku.

W ujęciu statystycznym inflacja XX i pierwszej dekady XXI wieku nie była jednak w przebadanych 19 rozwiniętych państwach szczególnie wybujała. Mediana wzrostu cen konsumpcyjnych wyniosła 2,8 proc. rocznie, a średnia (z wyłączeniem niemieckiej hiperinflacji po I wojnie) – 5,3 proc. Za naszego życia były oczywiście okresy nasilonej inflacji, lecz przez ostatnie kilka dekad wiodące państwa świata nie miały zazwyczaj problemów z utrzymaniem wskaźnika wzrostu cen poniżej 6 proc. rocznie.

Jest wśród ekonomistów zgoda, że przy zachowaniu wszystkich najważniejszych równowag makroekonomicznych najlepiej służy gospodarce i ludziom inflacja w bardzo bliskich okolicach 1 proc. rocznie. W najnowszej historii są to jednak przypadki nieczęste. W badanym okresie inflacja poniżej 1,09 proc. wystąpiła w jednej czwartej z 2128 obserwacji (112 lat x 19 państw = 2128 obserwacji). Swary wśród naukowców zaczynają się natomiast okrutne, gdy przychodzi do oceny, co gorsze, silna inflacja, czy spadek cen w gospodarce?

Cały artykuł czytaj na www.obserwatorfinansowy.pl.