Ulokowana w Bawarii elektrownia Irsching-5 spółki EON w ubiegłym roku pracowała zaledwie przez25 proc. przewidzianego czasu. Powodem jest gwałtowny spadek cen energii elektrycznej, przez który spalanie gazu ziemnego bije rekordy nieopłacalności. Osłabiona gospodarka europejska hamuje popyt na elektryczność, co przy niskich cenach węgla, wymogach korzystania z energii odnawialnej oraz niskich kosztach zezwoleń na emisję CO2 stanowi prawdziwy cios dla elektrowni gazowych.

Sytuacja wygląda podobnie w całej Europie: przedsiębiorstwa energetyczne takie jak francuskie GDF Suez czy Centrica plc zawieszają działanie siłowni tego typu. Cierpi na tym środowisko naturalne, ale szkody mają też charakter ekonomiczny. Zwrot w stronę węgla powoduje zwiększenie emisji gazów cieplarnianych oraz zmniejsza zyski elektrowni gazowych, odpowiedzialnych za produkcję 25 proc. europejskiej energii. To także ciężki czas dla dostawców gazu pokroju Gazpromu.

Zdaniem Gererda Mestralleta, dyrektora generalnego GDF Suez, niegdyś gazowego monopolisty na francuskim rynku, elektrownie gazowe przez większość czasu są bezczynne. „Przemysł ciepłowniczy przechodzi kryzys. Występują nadwyżki zdolności produkcyjnej” – przekonuje.

Różnica między kosztem gazu a ceną produkowanej z niego energii spadła wczoraj do rekordowo niskiego poziomu, funkcjonowanie elektrowni gazowych przestało być opłacalne, a prognozy na nadchodzący miesiąc są bardzo niekorzystne. Według danych Bloomberga nierentownych jest także wiele elektrowni w Holandii, Hiszpanii i Czechach, zaś tym w Wielkiej Brytanii z trudem udaje się wyjść na zero.

Reklama

Bezczynność siłowni, które miały funkcjonować przez całe pokolenie, wpływa na zmniejszenie konsumpcji gazu w Europie. Prognozy Międzynarodowej Agencji Energetycznej wskazują, że w latach 2010-2015 popyt w regionie spadnie o 3,5 proc.do 550 mld metrów sześciennych.

„Zwrot w stronę węgla to poważny krok w tył z perspektywy zmian klimatu” – uważa profesor Dieter Helm, który zajmuje się polityką energetyczną na Uniwersytecie Oksfordzkim.

Niemiecki koncern RWE, drugi co do wielkości dostawca energii za Odrą, odpowiedzialny za największe emisje dwutlenku węgla w całej Europie, w ubiegłym roku wyemitował o 11 proc. więcej gazów cieplarnianych po tym jak zwiększył produkcję w elektrowniach węglowych. Przedsiębiorstwo zyskało na niskich cenach pozwoleń na emisję CO2, które zredukowały koszty spalania węgla.

>>> Czytaj też: Handel emisjami CO2: państwo zarobi mniej, energetyka się cieszy

Udział gazu ziemnego w produkcji energii w Niemczech spadł w 2012 r. o 2,3 pkt. proc. i wyniósł 11,3 proc. Dyrektor generalny EON Johannes Teyssen w styczniowym wywiadzie wyraził się jasno: „W tych warunkach nie możemy eksploatować elektrowni gazowych, zarówno nowych jak i starych, jakkolwiek byłyby one czyste, wydajne i dobre dla klimatu i naszego kraju. Nie chcemy obsługiwać nierentownych elektrowni, jeżeli nie widzimy szans na poprawę”.

Przedsiębiorstwa energetyczne w Europie muszązamknąć 30 proc. elektrowni zasilanych paliwami kopalnymi, by zrównoważyć rosnącą produkcję w siłowniach wiatrowych i słonecznych. Wśród zamkniętych prym wieść będą elektrownie gazowe.

Problemy na rynku energetyki gazowej stanowią wyzwanie dla rządzących. Elastyczne dostawy energii z gazu są bowiem potrzebne wtedy, gdy bezwietrzne lub pochmurne dni uniemożliwiają produkcję ze źródeł odnawialnych. Niewykluczone, że np. w Wielkiej Brytanii powołane zostaną mechanizmy wsparcia finansowego dla operatorów elektrowni, by citrzymali je w pogotowiu, nawet jeżeli nie są wykorzystywane.

>>> Polecamy: Odnawialne źródła energii: potencjał tkwiący w biogazowniach

ikona lupy />
Elektrownia gazowa / Bloomberg
ikona lupy />
Elektrownia słoneczna / Bloomberg