W obawie przed oblężeniem banków i wywozem gotówki wprowadzono poważne ograniczenia dla klientów.
Można wypłacać maksymalnie trzysta euro dziennie. Cypryjczycy nie mogą płacić czekami, mogą wydać do 5 tysięcy euro z kart kredytowych i debetowych. Żeby zapłacić ponad 200 tysięcy euro, należy uzyskać pozwolenie specjalnego komitetu. Cypryjczycy, wyjeżdżający z kraju, mogą zabrać nie więcej niż tysiąc euro.
>>> Polecamy: Trzy wnioski z cypryjskiego kryzysu
Są też restrykcje dotyczące przelewów za granicę. Największe depozyty zostaną objęte specjalnym, jednorazowym podatkiem, który może sięgnąć nawet 40 proc.
Banki na Cyprze były nieczynne przez dziesięć dni. W tym czasie rząd negocjował z Brukselą warunki pożyczki, która ma uratować kraj od bankructwa.
Giełda na Cyprze wciąż pozostaje zamknięta. Handel akcjami wstrzymano do 1 kwietnia. Jak wyjaśniono, powodem tej decyzji jest fakt, że nie działa system płatności międzybankowych. Ostatni sesja na cypryjskiej giełdzie odbyła się 15 marca.
>>> Czytaj też: Cypr jest bliski wdrożenia bezprecedensowego eksperymentu finansowego
Prezydent Cypru dziękuje obywatelom za dojrzałość i zdrowy rozsądek podczas otwarciu banków. Prezydent Nicos Anastasiades zamieścił swoje podziękowanie na Twitterze. Wszyscy spodziewali się szturmu klientów chcących podjąć pieniądze, na razie nie odnotowano jednak poważniejszych incydentów.
W kraju nieprzerwanie trwają protesty. Demonstranci oskarżają przede wszystkim Unię Europejską. Znów spalono unijną flagę. „Chcemy innego rozwiązania tego kryzysu, bo w tej sytuacji jesteśmy prawie martwi” - mówi jeden z demonstrantów.