Informacje o śledztwie głównego inspektora podatkowego w sprawie nieprawidłowości w amerykańskiej skarbówce (IRS) dotarły do Białego Domu już w kwietniu – podały niezależnie od siebie „New York Times” i „Wall Street Journal”, powołując się na wysokiego rangą urzędnika administracji. O zbliżającym się zakończeniu prac i wstępnych wnioskach miała dowiedzieć się wtedy podczas spotkania z prawnikami Departamentu Skarbu Kathryn Ruemmler, główny doradca prawny prezydenta. Taką informację podał już w ub. tygodniu na konferencji prasowej rzecznik Białego Domu Jay Carney. Nie padło wtedy jednak żadne nazwisko.
Republikanie uważają, że ta informacja rzuca cień na oświadczenia Baracka Obamy, jakoby o skandalu dowiedział się dopiero z mediów. Jeśli bowiem Ruemmler dysponowała wiedzą o wrażliwym politycznie raporcie wcześniej, to dlaczego nie powiadomiła o tym kogoś z najbliższego otoczenia prezydenta? Jednak to, co niektórzy uważają za poważne służbowe niedopatrzenie, byli współpracownicy prezydenta Billa Clintona usprawiedliwiają. Zapytani przez „WSJ”, co powinno się w takiej sytuacji zrobić, odpowiadali, że przekazanie takiej informacji wyżej mogłoby zostać odebrane jako próba wpłynięcia na śledztwo jeszcze przed jego zakończeniem.
Najnowsze doniesienie bardziej sprawę skandalu gmatwa, niż wyjaśnia. Coraz mniej jasne jest, kto i na jakim etapie dysponował wiedzą o śledztwie oraz czy dotarła ona do najbliższych współpracowników Obamy. Wciąż nie wiadomo także, kto w samym IRS wpadł na pomysł skrupulatnego prześwietlania prawicowych organizacji. Na piątkowym przesłuchaniu w Izbie Reprezentantów były już szef skarbówki Steven Miller odmówił podania jakichkolwiek nazwisk. Bardziej rozmowny był inspektor generalny J. Russell George. Zeznał przed komisją, że informował o śledztwie Departament Skarbu już ubiegłego lata. A to oznacza, że wrażliwa politycznie wiedza trafiła do rządu tuż przed wyborami.
Reklama
Na skandal wokół IRS nałożyła się sprawa billingów dziennikarzy Associated Press, o które wystąpił Departament Sprawiedliwości. Stało się to w ramach śledztwa w sprawie przecieku, który umożliwił dziennikarzom napisanie materiału o udaremnionym zamachu w Jemenie. Dobro śledztwa urzędnicy potraktowali jako wymówkę, aby nie informować agencji o prośbie o billingi. Jak zauważa Richard Epstein z magazynu „Foreign Policy”, ostatnie doniesienia kwestionują obietnice Obamy, że jego administracja będzie najbardziej otwarta i transparentna w historii. Tym bardziej że za kadencji Obamy za przecieki skazano już sześciu urzędników państwowych. Za wszystkich poprzednich prezydentów – zaledwie trzech.