Rozpoczynając przed ponad dwoma laty regularną współpracę z Dziennikiem Gazetą Prawną, przystałem na opatrywanie moich tekstów odredakcyjnymi tytułami w zamian za deklarację, że wszystko, co poniżej tytułu, to już ode mnie, i jak dotychczas nasza współpraca układała się pod tym względem bezszmerowo. Rozumiem, że nagłówek ma przyciągnąć uwagę, zachęcić do lektury, przyznam się jednak, że tym razem tytuł nieco mnie zaskoczył, a nawet lekko zszokował. Nie tylko zresztą mnie. Jeden z moich znajomych dziwił się nawet niedawno, że spod mojego pióra taki tytuł w ogóle wyszedł. Najwyraźniej coś mu zazgrzytało w jego konfrontacji z osobą autora.

Na szczęście nie musiałem długo się tłumaczyć. Chodzi zresztą o jeden tylko wyraz: „głupot”. Gdyby tytuł felietonu sprzed tygodnia zależał ode mnie, wyraz ten na pewno by się nie pojawił. Po pierwsze, brzmi niezbyt elegancko, a po drugie, i to jest zasadniczy powód, w tym przypadku nie chodziło o głupoty. Gdyby tak było w istocie, gdyby cytowana w tamtym felietonie pani profesor ekonomii pewnej warszawskiej renomowanej państwowej uczelni ekonomicznej rzeczywiście palnęła po prostu głupstwo, to ostatecznie może zdecydowałbym się na taki epitet. Różne głupstwa ludzie mówią i co gorsza czynią. Ale w tym wypadku nie mogło być mowy o zwykłej głupocie. Pani profesor doskonale wiedziała, na czym polegał system chilijskich emerytur kapitałowych i dlaczego pierwszy krach na giełdzie cały tamten system zrujnował. Użyła przykładu chilijskiego z całą świadomością w celu dezawuowania naszego systemu OFE, wiedząc doskonale, że oba systemy niewiele mają ze sobą wspólnego.

Czyli jednym słowem: kłamała, bo przecież za mało po - wiedzieć, że mijała się z prawdą. Głupotę można wybaczyć osobie niezorientowanej w materii. Ot, coś ktoś słyszał, że dzwonią, ale nie wiadomo, w którym kościele, no i się zdarzyło: głupstwo z ust wyleciało. W tym przypadku było inaczej: pani profesor, zajmując się od lat systemami emerytalnymi na świecie, doskonale się orientuje, jak było w Chile, a także wie, co zostało w tej materii postanowione i zrobione w Polsce z rozmysłem, aby błędu chilijskiego nie powtarzać.

A mimo to podczas wykładu zdecydowała się na wprowadzenie młodego audytorium w błąd, licząc zapewne, że nikt na sali akurat tego aspektu chilijskiego OFE nie zna. Powtórzmy: tam zlikwidowano całkowi - cie system repartycyjny i wprowadzono w jego miejsce kapitałowy – u nas z kolei do systemu OFE skierowano pierwotnie niewiele więcej niż 1/3 część składki na ubezpieczenie emerytalne. Dwa lata temu obniżając składkę na OFE do 2,3 pkt proc. (obecnie wynosi ona 2,8 proc.), rząd deklarował, że system ZUS-owski jest bardziej bezpieczny, po czym rok temu zmienił waloryzację emerytur... z pro - centowej na kwotową.

Reklama

Tak to jest z obietnicami każdego rządu – ich perspektywą są najbliższe wybory. Mam niekiedy wrażenie, że obecnie robi się wszystko, by nie dopuścić do bezpośredniej konfrontacji części repartycyjnej i kapitałowej emerytur, a moment tej konfrontacji nieuchronnie się zbliża, bo za rok zaczną przechodzić na emeryturę mężczyźni, którzy 1 stycznia 1999 r. mieli mniej niż 50 lat, czyli tacy, którzy są już objęci systemem kapitało - wym. A dobrze byłoby doczekać tej chwili i zobaczyć, jak to jest w praktyce – kto na tym naprawdę zyskał, a kto stracił. Wtedy wszystko byłoby jak na dłoni i jest oczywiste, że dopiero wówczas dzisiejsze spekulacje zmieniłyby się w twardą rzeczywistość.

Tymczasem skazani jesteśmy wyłącznie na rozważania oparte na matematyczno-ekonomicznych modelach teoretyków, a rezultaty stosowania takich modeli często nie - wiele mają wspólnego z realem – jak mówi młodzież. Może dlatego trzeba to wszystko, nad czym pracowano uparcie od co najmniej 1991 r. i co wprowadzono w 1999 r., jak najszybciej zlikwidować, żeby nikt nie mógł za rok czy dwa lata dokładnie wszystkiego osobiście dotknąć i zobaczyć, a przede wszystkim policzyć. Były kiedyś kasy chorych. Ledwo je wprowadzono, zostały zlikwidowane i do dzisiaj nie wiemy, co by było, gdyby się ostały. Po prostu nie ostał się żaden materiał empiryczny... i już.