Zgodnie z planem komisja miała rozmawiać między innymi o wysokości płacy minimalnej i wskaźniku wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej.

Rząd chce, by najniższe wynagrodzenie wyniosło w przyszłym roku 1680 złotych czyli by zostało podwyższone o 80 złotych. Związki zawodowe uważają, że powinien to być wzrost o 120 złotych. Zdaniem Jeremiego Mordasewicza z Konfederacji Lewiatan taka podwyżka byłaby szkodliwa dla rynku pracy zwłaszcza w regionach najbiedniejszych. Wzrost płacy minimalnej powyżej poziomu wydajności pracy ludzi o najniższych kwalifikacjach spowoduje, że takie osoby żadnej pracy nie znajdą - podkreśla Jeremi Mordasewicz.

Partnerzy społeczni mają czas do 15 lipca na dogadanie się w sprawie najniższej płacy. Jeśli tego nie zrobią, rząd sam podejmie decyzję.

Tymczasem trzy najważniejsze centrale związkowe: NSZZ "Solidarność" : Forum Związków Zawodowych i Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych zapowiedziały organizowanie od 11 września wspólnych akcji protestacyjnych. Warunkiem odstąpienia od tak radykalnego postanowienia ma być odwołanie ministra Kosiniaka-Kamysza z funkcji szefa resortu pracy i przewodniczącego komisji oraz rezygnacja z uelastycznienia czasu pracy. Według Jeremiego Mordasewicza takie postulaty są nierealne do spełnienia. Powrót związkowców do komisji trójstronnej nie jest więc przynajmniej na razie możliwy - uważa Jeremi Mordasewicz. Wyjaśnia, że w państwie demokratycznym premier nie może sobie pozwolić na to, by związkowcy decydowali o składzie rady ministrów. Z kolei Sejm nie może odwołać ustawy, którą juz posłowie przegłosowali - zaznaczył.

Reklama

Jeremi Mordasewicz zwraca uwagę, że najsilniejsze związki są w branżach, które nie są poddane konkurencji rynkowej, na przykład w górnictwie czy w energetyce.