W grę wchodzi nie tylko ekonomia, ale i przyszłość poszczególnych ekip.

Barack Obama nie wahał się uchylić zakazu importu niektórych produktów firmy Apple do USA nałożonego przez Międzynarodową Komisję ds. Handlu. Apple to koncern o największej wartości giełdowej, ale większość sprzętu produkowana jest w Azji. A Obama to kolejny polityk, który bierze w obronę rodzimy biznes.

Mistrzynią pod tym względem jest Angela Merkel. Amerykanom i Niemcom nie ustępują Francuzi. Kanclerz Niemiec walczy dziś o przyszłość Mercedesa. Zagroził jej francuski rząd, który zakazał sprzedaży niektórych modeli auta ze względu na szkodliwy dla środowiska płyn chłodniczy. Chodzi o samochody klasy A, B, SL i CLA, które używają środka R1324a. Kolejnym forum walki o niemiecki przemysł jest Bruksela. Tu z kolei Merkel buduje koalicję państw (z sukcesami) na rzecz pozostawienia obecnych norm emisji dwutlenku węgla.

Bruksela chciałaby je zaostrzyć, to jednak oznaczałoby problem dla niemieckich producentów, którzy słyną z aut wysokolitrażowych. Za wprowadzeniem zmian jest nie kto inny jak producenci francuscy. Jeśli nowe limity zostaną wprowadzone, Niemcy będą musieli albo przemyśleć filozofię budowy samochodów, albo zainwestować ciężkie pieniądze w nowe technologie.

Reklama

Czytaj też: Polityka ekologiczna Niemiec mniej ważna niż gospodarka

Podobnie ostro w obronie sektora Niemcy zareagowały, kiedy miało dojść do europejskiej megafuzji brytyjskiego BAE z niemiecko-francuskim EADS. W efekcie powstałaby firma zatrudniająca 220 tys. pracowników, produkująca od tankowców po samoloty pasażerskie. Fuzję zablokowała jednak w ostatniej chwili kanclerz Merkel obawiająca się o los dobrze płatnych i pożądanych miejsc pracy w sektorze wysokich technologii na terenie Niemiec. Przyczyną była też obawa przed marginalizacją Niemców w nowym koncernie. W EADS rządy Francji i Niemiec posiadają po 22,35 proc. udziałów. W nowym przedsiębiorstwie podział sił nie byłby już tak jasny. Niemcy i Francuzi mieliby po 9 proc., ale Berlin obawiał się, że Paryż mógłby zwiększyć swoje udziały przez zakup 7,5 proc. należących do firmy Lagardere. Niemcy zablokowały fuzję.

Podobnie jest niemal w każdej branży. Choćby w energetyce. O panele słoneczne walczyła niedawno z Chinami Komisja Europejska. Nie chodziło tyle o jakość, ile o cenę. I obronę europejskich przedsiębiorstw przed tańszą konkurencją. Podobno w tym wypadku jednak komisarz ds. handlu Karl de Gucht i unijni urzędnicy nie cieszyli się bezwarunkowym poparciem europejskich rządów.

>>> Czytaj więcej: Spór UE z Chinami w sprawie paneli słonecznych zakończony

Niemcy bronią swoich firm przed niepożądanym kapitałem również na własnym terenie. Gdy hiszpański ACS planował przejęcie koncernu budowlanego Hochtief, na ulice Berlina wyszło tysiące pracowników, którzy obawiali się pogorszenia warunków pracy. Ostatecznie udziały – po interwencji Merkel – przejęli Katarczycy. Przeciwko oddaniu spółki Hiszpanom byli niemieccy politycy oskarżający ACS o próbę rozbicia zdrowej niemieckiej spółki przez nadmiernie zadłużone przedsiębiorstwo, które wzbogaciło się na kontraktach rządowych. SPD złożyło nawet w Bundestagu projekt nowelizacji ustawy o papierach wartościowych, która miała zablokować Hiszpanów.

>>> Czytaj też: Protekcjonizm w handlu najintensywniejszy od wybuchu kryzysu