Ot, pozornie nieistotna rzecz: fiński minister ds. europejskich i handlu chwali się na swoim koncie na Twitterze: „Zdradzę wam sekret. Testuję właśnie nową Nokię Lumię 1020 i dlatego na moim instagramie znajdują się tak świetne jakościowo zdjęcia.”

Gdyby był on polskim ministrem, zaraz usłyszałby zarzut, że reklamuje prywatną firmę i na pewno dostał jeszcze odpowiednią „gratyfikację”. A to właśnie jest ta subtelna różnica, dzięki której takie kraje jak Finlandia biją Polskę na głowę niemal w każdej gospodarczej statystyce.

To kultura gospodarcza, która wspiera najlepszych i nie wstydzi się oskarżeń o wspieranie „swoich”. Dzięki temu rząd i osoby publiczne nie boją się promować takich narodowych skarbów jak Nokia, z wielką korzyścią dla rodzimej gospodarki.

>>> czytaj także: Kto tak naprawdę stworzył iPhone'a - Apple czy państwo?

Reklama

Finlandia sprzyja przedsiębiorcom – można tam założyć firmę w urzędzie, nie znając ani jednego słowa po fińsku, bo wystarczy angielski. Nokia, która ma wielkie problemy i trudno jej dziś wygrać walkę z Applem czy Samsungiem, jest wciąż największym koncernem technologicznym z tego kraju, ważnym dla przyszłości fińskiej gospodarki. Dlatego minister odpowiedzialny m.in. za handel wie, że jego obowiązkiem jest chuchanie i dmuchanie na taki skarb.

Zresztą, nawet jeśli Nokii by zabrakło, Finlandia wciąż ma Linuxa, Angry Birds i tysiące start-upów, z których część – dzięki gigantycznemu wsparciu państwa – na pewno osiągnie międzynarodowy sukces i odpłaci z nawiązką dług wdzięczności.

Czas, abyśmy też to zrozumieli: promocja polskich firm i produktów powinna stać się jednym z priorytetów polityków, a nie potencjalnym obciachem, który na dodatek może ściągnąć im na głowę oskarżenia o łapownictwo.

>>> Polecamy: 10 krajów, w których firmy z branży high-tech inwestują najchętniej