Produkt krajowy brutto przypadający na mieszkańca wynosił w ubiegłym roku w przypadku Polski 66 proc. średniej unijnej. Po korekcie uwzględniającej mniejszą rzeczywistą liczbę ludności naszego kraju będzie to 68 proc., a w tym roku być może uda się nam dobić do 70 proc. To jednak i tak niewiele, biorąc pod uwagę fakt, że w przypadku Czech wskaźnik wynosi obecnie 79 proc., Włoch – 98 proc., a Niemców – 121 proc. Z drugiej strony nie należy zapominać, że w roku 2004, gdy wchodziliśmy do Unii, PKB na mieszkańca wynosił u nas zaledwie połowę tego, co średnia dla całej Wspólnoty. Choć nasz awans w statystykach to także zasługa Bułgarów i Rumunów – wchodząc do Unii, zaniżyli średnie PKB per capita dla całej Wspólnoty, co nas akurat nieco dźwignęło. Zresztą produkt krajowy przypadający na głowę to – zdaniem ekspertów – nie jest najlepsza metoda na zmierzenie rzeczywistego bogactwa konkretnego społeczeństwa. Dlatego formalna zmiana w unijnych statystykach niczego nie zmieni.

– Nie jesteśmy bogatsi, bo ludzie wyemigrowali – mówi dr Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. PKB obrazuje końcowy rezultat działalności wszystkich podmiotów gospodarki, ale jak każda miara ma także wady. – Nie uwzględnia na przykład całkowicie działań pozarynkowych, które wpływają na poziom bogactwa, na przykład wolontariatu, prac społecznych czy tych wykonywanych w domu systemem gospodarczym. Uwzględnia zaś więziennictwo i prostytucję, jeśli jest zalegalizowana – wyjaśnia prof. Elżbieta Mączyńska z SGH. Zwraca jednocześnie uwagę, że możemy być coraz bogatsi w statystykach, ale coraz biedniejsi w swoich subiektywnych odczuciach. Bo nie możemy dostać się do lekarza, jesteśmy źle traktowani przez urzędników albo stykamy się z korupcją. Niewątpliwie jednak awans w unijnym rankingu zamożności może się nam przydać z wizerunkowego i ekonomicznego punktu widzenia. Aleksander Łaszek, ekonomista z Forum Obywatelskiego Rozwoju, uważa, że nasz kraj ma szansę być nieco lepiej postrzegany przez obywateli innych krajów czy zagranicznych inwestorów. Lepiej widzieć nas mogą również agencje ratingowe.

– PKB per capita jest jednym z kilku wskaźników, jakie biorą one pod uwagę, oceniając zdolności danego kraju do regulowania swoich zobowiązań finansowych – tłumaczy dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Jego zdaniem wyższe PKB ujęte w ogólnoeuropejskich statystykach może oddalić od nas ewentualną groźbę obniżki ratingu (spowodowaną sytuacją finansów publicznych). „Może” nie oznacza jednak, że tak będzie. Tak jak wyższe PKB nie oznacza, że jesteśmy bogatsi.

>>> Polecamy: Wschód ma szansę na sukces: oto zwycięzcy z Polski B

Reklama