Ale Wielka Brytania - najbliższy sojusznik Waszyngtonu z Iraku i Afganistanu - znajdzie się w tej debacie na marginesie.

Brytyjski premier David Cameron ma w sprawie Syrii ręce związane głosowaniem w Izbie Gmin. W zeszły piątek sprzeciwiła się ona udziałowi brytyjskich sił w ewentualnej interwencji. Wstępne planowanie wojskowe odbywa się teraz tylko z udziałem Amerykanów i Francuzów. Część posłów chciała wczoraj wiedzieć, czy czeka ich możliwe powtórne głosowanie w sprawie Syrii, ale minister obrony, Philip Hammond oświadczył, że "parlament wypowiedział się jasno w tej kwestii i mało prawdopodobne, aby chciał do niej wrócić, o ile okoliczności nie ulegną bardzo znaczącej zmianie."

Premier David Cameron będzie więc na szczycie G-20 tylko kibicem w sporach o interwencję w Syrii. Według doniesień, brytyjski premier podejmie natomiast w rozmowie z prezydentem Putinem inną kwestię sporną - prześladowań gejów i lesbijek w Rosji. David Cameron zapowiada, że zaprotestuje przeciwko tolerowaniu czynnych napaści na gejów, które nasiliły się po uchwaleniu wiosną ustawy zakazującej im propagandy wśród nieletnich.

Dziś w północnej stolicy Rosji rozpocznie się szczyt dwudziestu największych gospodarek świata. Petersburg przez dwa dni będzie gospodarczą stolica świata. Od wczoraj do miasta nad Newą przyjeżdżają liderzy państw wchodzących w skład klubu G20.

Reklama

Sankt Petersburg przygotowywał się do tego wydarzenia prawie dwa lata. Odrestaurowano część hoteli, odnowiono tabor transportu publicznego i wyremontowano drogi. Gubernator Georgij Połtawczenko podkreśla, że dla miasta to szansa na podniesienie swoich notowań w międzynarodowych rankingach. „To wydarzenie podkreśla znaczenie Petersburga, jako centrum w którym można organizować imprezy o światowym znaczeniu” - dodaje Połtawczenko.

Podobne zdanie ma większość mieszkańców Sankt Petersburga. Nie przeszkadzają im specjalne środki bezpieczeństwa i tysiące policjantów na ulicach, bo jak twierdzą -„dzięki tego typu wydarzeniom mają szansę na dodatkowy zarobek”.