Amerykański sekretarz stanu John Kerry w ten sposób odpowiedział na pytanie dziennikarki, czy syryjskie władze mogą jeszcze zapobiec interwencji. Wyraził jednak przekonanie, że prezydent Baszar al-Asad nie zdecyduje się na taki krok. John Kerry rozmawiał w Londynie o Syrii z szefem brytyjskiej dyplomacji Williamem Hague'em.
>>> Czytaj także: Większość liderów G20 jest przeciw interwencji w Syrii
Podczas konferencji prasowej po rozmowach kilkakrotnie przekonywał dziennikarzy, że dowody na użycie broni chemicznej przez reżim Asada są wiarygodne. Jego zdaniem, syryjski prezydent mógłby uniknąć zewnętrznej interwencji tylko wtedy, gdyby cały arsenał chemiczny przekazał społeczności międzynarodowej. "Ale oczywiście tak się nie stanie" - dodał Kerry.
Amerykański sekretarz stanu podkreślił, że jego kraj nie proponuje militarnego rozwiązania konfliktu. Najbardziej optymalne byłoby rozwiązanie polityczne - mówił John Kerry. Dodał jednak, że władze Syrii, które użyły gazu wobec swoich obywateli, nie zasiądą do stołu negocjacyjnego. Baszara al-Asada nazwał "człowiekiem niewiarygodnym". Wspominał swoją rozmowę z nim w Syrii o przekazywaniu pocisków Scud Hezbollahowi. Mimo zaprezentowanych dowodów syryjski przywódca zaprzeczał, patrząc szefowi amerykańskiej dyplomacji "prosto w twarz".
John Kerry zaprzeczał też doniesieniom, jakoby Baszar al-Asad nie wiedział o ataku chemicznym na swoich obywateli. Pisał o tym między innymi niemiecki dziennik "Bild am Sonntag". Zdaniem Kerry'ego, użycie broni chemicznej w Syrii jest ściśle nadzorowane przez prezydenta, jego brata Mahera i jednego z generałów.
William Hague - szef dyplomacji Wielkiej Brytanii zapewnił, że Ameryka ma dyplomatyczne poparcie dla swoich działań w sprawie Syrii. I jest tak mimo sprzeciwu Izby Gmin dla interwencji w tym kraju.
Jeszcze dziś wieczorem czasu miejscowego John Kerry ma pojawić się w amerykańskim Kongresie. Tam ma przedstawiać amerykańskim parlamentarzystom dowody na winę syryjskiego reżimu. Jutro przemówienie w sprawie Syrii ma wygłosić prezydenta Barack Obama.