Niska frekwencja, niejasne i ogólnikowe argumenty inicjatorów, brak pieniędzy i środków na kampanię informacyjną – to główne przyczyny porażek tych, którzy organizują referenda. Wbrew rozpowszechnionym opiniom plebiscyt lokalny – w przypadku naszego kraju – najczęściej kończy się porażką organizatorów, a nie włodarza.

Skłonić do głosowania

Warszawa to kolejny – i najbardziej spektakularny – etap referendalnej burzy, która rozpętała się w Polsce. 13 października warszawiacy zadecydują, czy dalej chcą widzieć Hannę Gronkiewicz-Waltz w stołecznym ratuszu. Przez kolejne dwa tygodnie organizatorzy referendum będą namawiać do udziału w głosowaniu. Przedstawiciele Platformy Obywatelskiej – wręcz przeciwnie. I jedni, i drudzy wiedzą, że bitwę o Warszawę pogrzebać może nie wynik plebiscytu, ale niska frekwencja.
W ostatnich miesiącach to właśnie frekwencja odpowiadała za fiaska referendów lokalnych. W ostatnią niedzielę podczas głosowania nad odwołaniem burmistrza miasta Orneta (woj. warmińsko-mazurskie) z ponad 10 tys. uprawnionych do głosowania do urn poszło zaledwie 460 mieszkańców gminy, tj. 4,52 proc. Niska frekwencja pogrzebała także referendum w sprawie odwołania prezydenta Piotrkowa Trybunalskiego (głosowało ponad 4 tys. osób, potrzeba było co najmniej 17,8 tys.), odwołania wójta i rady gminy Radymno (w żadnym z głosowań nie osiągnięto wymaganego progu 3/5 biorących udział w wyborach obecnej rady i wójta), a także w sprawie odsunięcia od władzy burmistrza Gostynina (z 15 534 uprawnionych w głosowaniu wzięło udział 3705 osób).
Reklama

Czasem się udaje

Jak wynika z raportu ws. referendów lokalnych w Polsce przygotowanego przez Kancelarię Prezydenta, w obecnej kadencji organów samorządowych 2010–2014 (stan na 6 września br.) w 85 gminach odbyło się w sumie 111 referendów odwoławczych. Ważnych referendów było zaledwie 16 (w wyniku których odwołano 5 rad gmin, 3 wójtów, 6 burmistrzów i 2 prezydentów miast: Bytomia i Elbląga).
>>> Czytaj też: Referenda - nasze nowe hobby
„Skuteczność w przypadku odwoływania wójtów wyniosła 15 proc., a w przypadku rad – 13 proc. Pozostałe referenda były nieważne, ponieważ wzięło w nich udział mniej niż 3/5 osób biorących udział w wyborze danego organu” – wskazują twórcy raportu.
Kancelaria Prezydenta przeprowadziła też sondę w dziesięciu gminach, w których we wrześniu miały się odbyć referenda. Okazało się, że w większości przypadków trudno było uzyskać informacje na temat przyczyn wniosków o odwołanie władz. „Nawet inicjatorzy referendów nie chcieli lub nie umieli odpowiedzieć konkretnie, jakie są powody niezadowolenia, używając jedynie ogólników” – czytamy w raporcie.

Pieniądze w błoto

Im więcej referendów nieważnych, tym więcej pieniędzy idzie na marne. Koszt na mieszkańca gminy uprawnionego do głosowania, w której przeprowadzone jest referendum, waha się od 0,41 do 15,53 zł (płaci za to samorząd, budżet państwa finansuje tylko komisarza wyborczego). Nieważne referenda kosztowały gminy w ostatniej kadencji ok. 2,1 mln zł. Dla porównania referenda ważne kosztowały ok. 700 tys. zł.