Szef banku centralnego tego kraju przyznał, że jeśli rentowność obligacji jeszcze wzrośnie, Lublana nie będzie miała innego wyjścia, jak tylko zwrócić się do Unii Europejskiej z prośbą o pożyczkę.

– Nie ma potrzeby spekulować, czy Słowenia będzie potrzebowała bailoutu. Zwrócenie się o pomoc w sytuacji, gdy rentowność obligacji osiągnie zbyt wysoki poziom, będzie tańszą opcją, ale jesteśmy pewni, że problemy z naszymi bankami uda się rozwiązać samodzielnie – oświadczył Bostjan Jazbec.

Rentowność 10-letnich obligacji wzrosła wczoraj do 6,75 proc. To wprawdzie niżej niż rekordowe 7,52 proc. w czerwcu, ale wciąż jest to blisko granicy 7 proc., która uznawana jest za poziom w dłuższym terminie niemożliwy do obsłużenia przez dłużnika. Przy tym poziomie o bailout zwróciły się Irlandia i Portugalia.

>>> Czytaj też: Najważniejsze decyzje, które będzie musiała podjąć Angela Merkel

Reklama

Do tej pory premier Alenka Bratuszek opowiadała się za tym, by Słowenia próbowała wyjść z kłopotów własnymi siłami, ale w ostatnich dniach ona też zaczęła sugerować, że skorzystanie z bailoutu może się okazać konieczne.

Problemem Słowenii, o którym wspomniał Jazbec, jest przede wszystkim sektor bankowy. Wartość ich złych długów szacowana jest na 8 mld euro, co stanowi 22,5 proc. słoweńskiego PKB. Co gorsza, w dużej mierze pozostają one własnością państwa. Jeszcze w tym miesiącu ma się zakończyć ich audyt, po którym będzie można ocenić, jak trudna jest sytuacja i czy konieczna będzie pomoc zewnętrzna. Według różnych spekulacji Słowenia będzie potrzebowała pożyczyć od 2 do 4 mld euro. Minister finansów Uros Cufer zapewnia jednak, że kraj ma wystarczające rezerwy finansowe, aby obsłużyć zadłużenie do końca roku.

Sytuację alpejskiego kraju komplikuje to, że cały czas nie może on wyjść z recesji. W tym roku gospodarka skurczy się o 2,6 proc., a nie jak przewidywano jeszcze w kwietniu o 1,9 proc. W przyszłym roku PKB spadnie o 0,8 proc., a wzrost gospodarczy przewidywany jest dopiero w 2015 r. – ma on wynieść 1,4 proc.