Tym samym będzie miała okazję dokończyć wszystkie sprawy i reformy związane z przełamywaniem kryzysu gospodarczego w strefie euro. Oto najważniejsze decyzje, które będzie musiała podjąć szefowa niemieckiego rządu.

Pierwszym wyborem Angeli Merkel – wewnątrzkrajowym, ale mającym przełożenie na sytuację w Europie – jest to, z kim budować koalicję rządową. Preferowany partner chadecji, liberalna FDP, nie wszedł do Bundestagu, CDU/CSU brakuje zaś pięciu mandatów, by mogła samodzielnie rządzić. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest wielka koalicja z socjaldemokracją, choć dla obu stron będzie to trudny mariaż. Między innymi z tego powodu, że obie partie mają zupełnie inne spojrzenie na dalszą pomoc finansową dla zadłużonych państw strefy euro. Merkel wyklucza jakiekolwiek uwspólnotowienie długów i będzie naciskać na to, by w zamian za kolejne bailouty zadłużone rządy zobowiązały się do reform. Alternatywą może być wspólny rząd z Zielonymi, z którymi chadecję dzielą wprawdzie większe różnice, ale jako partia mniejsza od SPD mogłaby być łatwiejszym koalicjantem.

Właśnie sprawa dalszych bailoutów będzie pierwszym europejskim problemem Merkel. Coraz głośniej się mówi o tym, że Grecja będzie potrzebować trzeciego pakietu pomocowego, zresztą w niedzielę na inspekcję do Aten przyjechała delegacja trojki. Otwarta pozostaje kwestia, czy dalszej pomocy nie będzie potrzebowała Portugalia, która zgodnie z założeniami powinna w przyszłym roku powinna wyjść spod unijnej kroplówki i stanąć finansowo na własnych nogach. Wreszcie jest mająca problem z sektorem bankowym Słowenia, która również jest poważnym kandydatem do bailoutu. Z jednej strony ponad połowa Niemców sprzeciwia się dalszemu finansowaniu zadłużonych państw, z drugiej – nie można wykluczyć, że w ramach umowy koalicyjnej Merkel zdecyduje się na pewne złagodzenie warunków pomocy, np. wydłużenie czasu spłaty pożyczek czy obniżenie oprocentowania.

Do rozwiązania dla Merkel na płaszczyźnie europejskiej pozostają kwestie instytucjonalne, takie jak powołanie europejskiej unii bankowej. W ostatnich miesiącach Niemcy zmieniły stanowisko w tej kwestii, stając się głównym hamulcowym. Berlin zgadza się co najwyżej, by wspólny unijny nadzór objął tylko największe banki we Wspólnocie, zaś pozostałe powinny pozostać pod kontrolą nadzorów narodowych. To samo dotyczy zresztą proponowanego wspólnego funduszu na ratowanie banków, do którego miałyby trafić środki z takich funduszy narodowych. W czasie kampanii wyborczej Merkel kategorycznie wykluczała takie rozwiązanie, przekonując, że jest to inna forma uwspólnotowienia długów, i przekonywała, że jest to niemożliwe do wprowadzenia bez poprawek do unijnych traktatów.

Reklama

Zresztą w trakcie kampanii wyborczej Merkel w ogóle wykonała sporą antyunijną woltę. Niemcy jeszcze niedawno proponowały powołanie unijnego ministra finansów, który sprawdzałby budżety krajów członkowskich i nakładał kary na te łamiące dyscyplinę fiskalną. Tymczasem mając na uwadze coraz większy sceptycyzm wyborców do Unii, kanclerz zapowiadała, że nie będzie dalszego przekazywania uprawnień na rzecz Brukseli. Teraz musi zdecydować, w którą stronę iść.

>>> Polecamy: Stratfor: wynik wyborów w Niemczech nie ma znaczenia. Cele Berlina zostaną niezmienione