Elitą nie są eksperci tworzący podstawy programowe i inne klejnoty pedagogicznego rękodzielnictwa; ze świecą w ręku szukać wybitnych umysłów pośród pracowników kosztownej i niepotrzebnej instytucji, jaką jest ośmiornica kuratoriów. Elitę stanowią niektóre szkoły, pracujące na różnym poziomie, ale zawsze zatrudniające dobre zespoły nauczycielskie. Dużo mamy tych szkół? Nie. Czy chcielibyśmy, aby nasze dzieci – naprawdę nasze, te, które sami wychowujemy we własnym domu – do takich właśnie szkół chodziły? Tak.

Obawiam się, że nie da się wzmocnić tego segmentu edukacji narodowej. Po pierwsze, im lepsza szkoła, tym mniej standardowa. Dzisiejsza polska edukacja opiera się na standardach dających oparcie rosnącej piramidzie papierów, akt, protokołów i kontroli z mozołem odtwarzających ducha kontroli Polski Ludowej. Po drugie, lepsza szkoła nie może, w obecnym polskim systemie, przyciągać nauczycieli lepszymi zarobkami, podobnie jak nie może swobodnie zakładać filii i rozrastać się kosztem szkół gorszych. Nie dopuści do tego samo środowisko nauczycielskie, które nie składa się wyłącznie z orłów, jak i urzędnicza machina, która za Boga nie odda kontroli nad szkołami tym, którzy trafniej niż urzędnicy potrafią wartość takiej szkoły ocenić. Może gdyby rodzice płacili w Polsce za edukację, zmiany zostałyby wymuszone – ludzie woleliby płacić za te szkoły, które dobrze pracują, nie za te, które są nijakie. W systemie państwowo-samorządowego utrzymywania oświaty selekcja i dojrzewanie szlachetnych gatunków szkoły nie zachodzi.

Szkoły są w Polsce lepsze niż 15 lat temu. Są lepsze wskutek istotnych reform strukturalnych, jednak w reformach tych mało miejsca dano dobrym zespołom nauczycielskim. W obowiązującej nomenklaturze szkoła dobra to ta, której udało się osiągnąć dobre wyniki rankingowe. A przecież tak naprawdę dobra szkoła to ta, która pomoże naszemu dziecku wyrosnąć na człowieka – i do diabła z „Pizą” (czyli Programem Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów PISA). Za dużo miałkich ludzi żyje jednak z kontroli szkół, aby swobodę pracy dostali ci, którzy pracują zbyt dobrze.