Takie przypadki bez trudu znaleźlibyśmy i w Polsce. Nie znaleźlibyśmy jednak informacji o karach i rezerwach na te kary bądź na ewentualne roszczenia klientów, o jakich mowa na Zachodzie, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii.

Ostatni przykład: grupa bankowa Lloyds. W III kw. zarobiła 1,5 mld funtów, ale równocześnie na połowę tej kwoty zawiązała rezerwę na roszczenia związane z missellingiem (czyli niewłaściwą sprzedażą) produktów ubezpieczeniowych dodawanych do kredytów konsumenckich, zwanych w skrócie PPI (payment protection insurance). Dużo? W sumie największy brytyjski bank, gdzie w dodatku państwo kontroluje jedną trzecią udziałów, ma już na koncie takie rezerwy na kwotę… ponad 8 mld funtów (mniej więcej 40 mld zł), a wszystkie instytucje kredytowe na Wyspach odłożyły w związku z PPI 17 mld funtów.
To jednak tylko jeden przykład missellingu w wykonaniu brytyjskich banków. Poważniejsze mogą być konsekwencje niewłaściwych praktyk przy sprzedaży swapów na stopę procentową, czyli kontraktów IRS. Miały chronić przed ryzykiem wzrostu stóp procentowych, skończyło się na idących w sumie w miliardy funtów stratach w kilkudziesięciu tysiącach firm. Dość skomplikowane produkty finansowe, przeznaczone dla profesjonalnych inwestorów i dużych przedsiębiorstw, trafiały często do małych i średnich firm. Efekt? Niektórzy specjaliści oceniają, że na rekompensaty dla skrzywdzonych klientów może pójść kolejne 10 mld funtów.

Tyle że na razie odszkodowania dostało niewiele ponad 30 firm, a ich łączna wartość to 2 mln funtów. Nic więc dziwnego, że rośnie niezadowolenie pokrzywdzonych. Niedawno ich organizacja, Bully Banks, zorganizowała nawet manifestację przed budynkiem parlamentu, by zaprotestować przeciwko zbyt wolnemu załatwieniu sprawy. I uświadomić komu tylko się da, że w związku z poniesionymi przez firmy stratami pracę mogło stracić nawet kilkaset tysięcy osób.

Do takich przykładów trzeba dodać kolejne, w których uczestniczą już nie tylko banki brytyjskie: manipulacje LIBOR, czyli stawkami oprocentowania depozytów międzybankowych, a także fixingami walutowymi w Londynie. Szczególnie dużo mówiło się i pisało o tej pierwszej sprawie. I nie bez powodu – żyje ona już od tak dawna, że nadzorcy z różnych krajów zdążyli ukarać kilka międzynarodowych banków. W minionym tygodniu do grona tych, którzy płacą za manipulacje, dołączył Rabobank. Zapłaci miliard dolarów. Do tego dołożył głowę swojego prezesa, który podał się do dymisji. W przypadku holenderskiego banku na jaw wyszły takie smaczki, jak e-mail do jednego z traderów zajmujących się derywatami (niewykluczone, że i kontraktami IRS) od osoby odpowiedzialnej za LIBOR w Rabo: „W szybkim tempie staję się twoją LIBOR-ową dziwką”.

Reklama

Dziwne? Najwyraźniej nam jeszcze daleko do „poziomu rozwoju” zachodnich rynków finansowych. Albo też pokrzywdzeni nie są w stanie się odpowiednio zorganizować.