Choć sceptycy wątpią, czy taka prezydencja będzie skuteczna, dla Aten może się ona stać okazją do poprawienia swojej sytuacji.

– To będzie prezydencja nadziei, a nie kryzysu – zapewniał grecki premier Antonis Samaras po spotkaniu z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Barroso na początku grudnia. Mimo iż unijne prezydencje w ostatnich latach straciły na znaczeniu i ograniczają się do administrowania spotkaniami, każde państwo ją sprawujące przedstawia przed jej rozpoczęciem swoje priorytety. Z tym że są one raczej okazją do zwrócenia uwagi na jakiś problem niż do znalezienia całościowego rozwiązania, bo na to w ciągu sześciu miesięcy brakuje czasu.

I tak greckimi priorytetami mają być zwiększenie nacisku na wzrost gospodarczy i tworzenie nowych miejsc pracy, dalsze pogłębianie integracji UE i strefy euro, w tym zakończenie prac nad unią bankową, skuteczne zwalczanie nielegalnej imigracji oraz wspólna polityka morska.

Taki wybór władz w Atenach nie dziwi. Grecja ma nadzieję, że w 2014 r. – po sześciu latach recesji – zanotuje wreszcie wzrost gospodarczy (według prognoz Komisji Europejskiej wyniesie on 0,6 proc. PKB), lecz gdyby się okazało, że musi jeszcze wprowadzić dodatkowe oszczędności, może nie zostać osiągnięty. Zatem w sporze o to, czy ważniejsze jest równoważenie finansów publicznych, czy też wspieranie wzrostu gospodarczego, zdecydowanie opowiada się za tym drugim. Szczególnie że dzięki prowadzonym przez ostatnie lata pod naciskiem Brukseli cięciom udało się zrównoważyć budżet, ale ich ubocznym efektem jest spadek dochodu narodowego o około jedną czwartą w stosunku do okresu sprzed kryzysu. A także dramatyczny wzrost bezrobocia, które sięga 27 proc., i napięcia społeczne grożące w przypadku kolejnych oszczędności wybuchem.

Reklama

>>> Obejmująca dziś przewodnictwo Unii Europejskiej Grecja będzie musiała zmierzyć się z wieloma problemami - nie tylko gospodarczymi, ale także z tak prozaicznymi kwestiami jak… śmieci.

Z kolei uszczelnianie granic zewnętrznych jest związane z tym, że Grecja jest jednym z głównych szlaków, przez który próbują się przedostać do Europy nielegalni imigranci.

Zwraca uwagę brak wśród priorytetów poszerzenia Unii, mimo iż do członkostwa aspirują kraje z najbliższego sąsiedztwa – Turcja, Serbia, Macedonia, Czarnogóra i Albania. To efekt nie najlepszych stosunków, jakie Ateny utrzymują z Ankarą i Skopje.

Zdaniem ekspertów nie byłoby rozsądne, gdyby Grecja próbowała wykorzystać prezydencję do złagodzenia warunków bailoutu. Taka pokusa może się pojawić, bo Brukseli nie byłoby na rękę, gdyby unijnym spotkaniom towarzyszyły protesty i zamieszki lub gdyby w czasie prezydencji doszło do upadku rządu Samarasa, ale szantażowanie tym może przynieść odwrotne skutki. Ostrzeżeniem powinna być kadencja Cypru z drugiej połowy 2012 r., która wcale nie pomogła w rozwiązaniu problemów finansowych tego kraju. Więcej Ateny mogą uzyskać, jeśli pokażą, że potrafią sprawnie kierować pracami Unii mimo bardzo ograniczonego budżetu. Bo ten będzie adekwatny do obecnych greckich możliwości i wyniesie 50 mln euro. – To najmniejsza kwota wydana przez jakikolwiek kraj sprawujący prezydencję w ostatnich pięciu, sześciu latach – powiedział wiceminister spraw zagranicznych Dimitris Kurkulas. Irlandia, która też przewodziła Unii podczas bailoutu, przeznaczyła na ten cel 60 mln, polska prezydencja w 2011 r. kosztowała nieco ponad 100 mln.

>>> W tym roku w Unii Europejskiej zmienia się system podejmowania decyzji. Zgodnie z zapisami traktatu lizbońskiego od jesieni zacznie obowiązywać niekorzystny dla Polski system podwójnej większości.