Na pocieszenie dla Warszawy jest furtka, która pozwoli na odwołanie się do traktatu z Nicei dającego jej dużą siłę głosu. Jednak to tylko czasowe. Polska będzie mogła, na specjalne życzenie, prosić o zastosowanie systemu nicejskiego tylko przez najbliższe 3 lata i tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, zagrożenia interesu narodowego.

- Takie sytuacje zdarzają się niezmiernie rzadko. Nie wiem czy to zastosujemy. To jest taki plaster na rany. Musimy się pogodzić z tym, że waga naszego kraju spadnie i musimy się nauczyć gry w tych nowych, niekorzystnych warunkach - skomentował w rozmowie z Polskim Radiem europoseł Jacek Saryusz-Wolski, który podczas prac nad traktatem lizbońskim forsował pomysł tak zwanego pierwiastkowego systemu, dającego Polsce większą siłę głosu. Jednak ówczesny rząd Prawa i Sprawiedliwości zdecydował inaczej. System podwójnej większości na który się zgodził oznacza, że do podjęcia decyzji potrzebnych będzie 55 procent państw reprezentujących co najmniej 65 procent ludności Unii.

Traci Polska i Hiszpania, najbardziej zyskują Niemcy. - Postawić nas pod ścianą jest łatwiej niż było to wcześniej - przyznaje europoseł Konrad Szymański. Polska teraz ma jeszcze koło ratunkowe w postaci nicejskiego systemu głosowania. Po 2017 roku będzie obowiązywał już wyłącznie niekorzystny system podwójnej większości. Trudniej będzie Polsce przyblokować jakiekolwiek decyzje ze względu na słabszą siłę głosu i trudniejsze będzie zbudowanie koalicji niezadowolonych państw.

>>> Od dziś za sterami Unii Europejskiej stoi Grecja, która będzie kierować pracami Wspólnoty do czerwca.

Reklama