Janet Yellen, która w poniedziałek została oficjalnie zatwierdzona na stanowisku szefowej Rezerwy Federalnej, będzie się musiała zmierzyć z wyzwaniami równie dużymi jak amerykański deficyt budżetowy, a to, że jest pierwszą kobietą w historii na tym stanowisku, nie będzie żadną taryfą ulgową.
Pierwsze zadanie to w miarę bezbolesne ograniczanie ilości obligacji skupowanych co miesiąc przez bank centralny w ramach programu quantitative easing. Wprawdzie Fed jeszcze w grudniu zapowiedział, że od stycznia comiesięczne zakupy spadną z 85 do 75 mld dol., ale to dopiero początek długiej drogi wygaszania programu. A jak pokazują doświadczenia ostatnich miesięcy, każde działanie w tej sprawie – lub jego brak – wywoływało spore zawirowania na rynkach finansowych. Yellen, uważana w kwestii polityki monetarnej za gołębia, zasadniczo jest przeciwna zbyt szybkiemu ograniczeniu quantitative easing, gdyż jest ono środkiem do wzmacniania wzrostu gospodarczego i obniżania bezrobocia. Ale tu się pojawia druga strona medalu. Zdaniem krytyków – przede wszystkim republikańskich – dalsze utrzymywanie quantitative easing, będącego de facto dodrukowywaniem pieniędzy, grozi powstaniem baniek spekulacyjnych, a w dalszej perspektywie także nadmierną inflacją, choć ta ostatnia jest obecnie nawet zbyt niska. W listopadzie wzrost cen w porównaniu z poprzednim rokiem wyniósł zaledwie 0,9 proc., czyli ponad dwa razy mniej od celu inflacyjnego.
Ubocznym skutkiem trzech rund ilościowego luzowania polityki pieniężnej jest rozdęty do rekordowych poziomów bilans Fed. Wynosi on nieco ponad 4 bln dol., czyli cztery razy więcej, niż było to w przedkryzysowych czasach. Jego zmniejszenie będzie zatem kolejnym zadaniem następczyni Bena Bernankego. Podobny charakter – odejście od nadzwyczajnych środków podjętych w ramach walki z kryzysem – będzie miało również zadanie numer trzy. Od końca 2008 r. Fed utrzymuje stopy procentowe na rekordowo niskim, bliskim zera, poziomie, czyli jest pozbawiony głównego narzędzia, za pomocą którego banki centralne wypływają na gospodarkę. Ta polityka wprawdzie pomogła w przezwyciężeniu recesji, ale tak niskich stóp procentowych nie można utrzymywać w nieskończoność. Według obecnie obowiązującej wersji Fed nie podniesie ich do czasu, kiedy bezrobocie nie spadnie poniżej 6,5 proc. (obecnie wynosi 7 proc., czyli jak na Amerykę jest wciąż za duże), o ile inflacja nie przekroczy wcześniej 2,5 proc. Czyli według bieżących prognoz podwyżki stóp nie należy się spodziewać przed początkiem 2015 r. Nawet jeśli się to nieco opóźni, podniesienie stóp odbędzie się za kadencji Yellen, więc jej zadaniem będzie to, żeby wszelkie decyzje nie wywoływały wielkich wstrząsów.
Wreszcie wyzwanie najbardziej niewymierne od strony ekonomicznej. Bernanke, podsumowując w zeszłym tygodniu kończącą się 31 stycznia kadencję, powiedział, iż nawet nie przypuszczał, że tyle czasu i energii będzie poświęcał na utrzymywanie kontaktów z członkami Kongresu, które znacznie wykraczają poza obowiązkowe, copółroczne przesłuchania. – Kongres jest naszym szefem – przypomniał Yellen. Nowa szefowa będzie musiała szybko się tego nauczyć, szczególnie że startuje z gorszego punktu wyjścia. Yellen została zaaprobowana przez senatorów najmniejszą różnicą głosów ze wszystkich szefów Fed w historii.
Reklama
ikona lupy />
Bartłomiej Niedziński dziennikarz działu życie gospodarcze świat / Dziennik Gazeta Prawna