Nie tylko wzgląd na dobro państwa, lecz także dobrze pojęty interes własny wymaga, aby każdy obywatel lokował swoje oszczędności lub kapitały w 8-proc. państwowej pożyczce złotej” – apelowało w ogłoszeniach zajmujących całe gazetowe łamy Ministerstwo Skarbu. Jesienią 1922 r. rząd rozpaczliwie szukał środków finansowych umożliwiających załatanie dziury budżetowej i ustabilizowanie kursu waluty. We wrześniu Sejm specjalną ustawą upoważnił ministra skarbu Zygmunta Jastrzębskiego do emisji papierów „państwowej pożyczki złotej” oprocentowanej na 8 proc. w skali roku. Przy ówczesnej inflacji było to niewiele, jednak zabezpieczono ją: „całym zapasem kruszcowym Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej”, pełniącej wówczas funkcję banku emisyjnego.
„Pan Jastrzębski przedstawił ogrom zdań, które państwo musi wykonać, samo się budując i odbudowując zrujnowane przez wojnę gospodarstwo. Zadania te nie są współmierne ze środkami finansowymi” – relacjonował wileński dziennik „Słowo” 17 października 1922 r. konferencję prasową ministra skarbu. Jastrzębski apelował do obywateli o kupowanie obligacji rządowych. „Pożyczka, jako wewnętrzna operacja kredytowa, będzie środkiem prowadzącym do zmniejszenia inflacji i sprowadzi pośrednio stabilizację waluty” – obiecywał. Ale obywatele zirytowani ciągłym wzrostem cen, biedą i bezrobociem zbojkotowali pożyczkę i na początku 1923 r. Jastrzębski podał się do dymisji. Sytuację próbował ratować jego następca Władysław Grabski, lecz utworzony przez koalicję partii prawicowych z PSL „Piast” rząd odrzucił pomysły ministra skarbu na całościową reformę walutową. Grabski odszedł, a premier Wincenty Witos nowym ministrem skarbu mianował specjalistę od bankowości Huberta Lindego. Ten przedstawił plan ratowania finansów państwa w oparciu o zagraniczną pożyczkę, po czym złożył dymisję.

>>> Czytaj też: Polacy ufają bardziej Brukseli niż Warszawie

Kolejny minister skarbu Władysław Kucharski usiłował plan poprzednika wcielić w życie. Wyprawił się więc do Paryża i Londynu, żeby od Banku Anglii lub Banku Francji pożyczyć jak największą kwotę. „Skutki tej »radosnej« dyplomacji ministra skarbu były żałosne, a polskie placówki dyplomatyczne, poza świadomością których działał pan Kucharski, musiały tylko wybawiać z kłopotu kreatywnego dygnitarza” – zapisał Tomasz Głowiński w monografii „Feliks Młynarski 1884–1972”. Zamiast pieniędzy do Polski w październiku 1923 r. przyjechała brytyjska misja finansowa kierowana przez wiceministra skarbu Królestwa Edwarda Hiltona Younga. Inflacja przekraczała wówczas poziom 360 proc. w skali miesiąca, a trzy czwarte wydatków budżetowych pokrywano banknotami drukowanymi bez przerwy przez mennicę. Anglicy uznali, że Polska może otrzymać kredyt stabilizacyjny, jeśli odda się pod kuratelę Ligi Narodów. W Warszawie natychmiast pojawiły się obawy, że w zamian za pieniądze komisarze Ligi zażądają od Rzeczpospolitej ustępstw terytorialnych na rzecz Niemiec.
Reklama
Rząd Witosa nie miał jednak szansy na poważne rozważenie brytyjskiej propozycji. Na początku listopada 1923 r. frustracja ubożejącego z powodu hiperinflacji społeczeństwa była tak wielka, że Polska Partia Socjalistyczna ogłosiła strajk powszechny. W Krakowie wybuchły walki uliczne, w który zginęło 18 robotników i 14 żołnierzy, ponad setka osób odniosła rany. Rząd premiera Witosa musiał upaść.

Ekonomiczny cudotwórca

Nowy gabinet zaproponowany przez prezydenta Stanisława Wojciechowskiego tworzyli bezpartyjni fachowcy. Na jego czele stanął kojarzony z projektem śmiałych reform Władysław Grabski. Aby mógł jak najszybciej zająć się duszeniem inflacji, Sejm udzielił mu specjalnych pełnomocnictw. Plan działania premier opracował razem ze swym zaufanym współpracownikiem Feliksem Młynarskim. Na początek postanowiono jednym pociągnięciem zahamować osłabienie się polskiej waluty. Całość rezerw dewizowych Polskiej Kasy Kredytowo-Pożyczkowej, czyli ok. 2,5 mln dol., w zupełnej tajemnicy rzucono na rynek. W krótkim czasie jeden dolar kosztował już nie 20 mln polskich marek, lecz jedynie 9 mln.
„Nie dementowano przy tym plotek, że nadpodaż dolarów to nie interwencja rządu, a efekt uzyskania kredytu zagranicznego” – opisuje Tomasz Głowiński. Pogłoska, iż Polsce ktoś udzielił dużego kredytu, wzbudziła falę optymizmu, ale nie mogła rozwiązać wszystkich kłopotów. Dlatego na początku grudnia 1924 r. rząd rozpoczął dyskretne negocjacje z przedstawicielami nowojorskiego banku Dillon, Read & Co. Obietnicę pożyczenia 50 mln dol. uzyskano dość łatwo. Współwłaściciel banku Clarence Dillon uchodził za polonofila. „W jego decyzji zrobienia pożyczki dla Polski odegrał niemałą rolę sentyment. Odwiedził bowiem nie tylko Warszawę, ale groby przodków w Wyszkowie nad Narwią” – zanotował we wspomnieniach Feliks Młynarski. Jednak gdy Amerykanin wrócił do Nowego Jorku, natychmiast zaczął zmieniać treść umowy, stawiając nowe żądania. Podniesiono oprocentowanie kredytu, zaś wypłatę rozbito na dwie transze. Przy czym przekazanie drugiej uzależniono od sytuacji ekonomicznej oraz wypełnienia żądań Dillon, Read & Co. Przygotowujący reformę walutową Grabski przyjął niekorzystne warunki. Tymczasem bank w pierwszej racie przekazał 23,5 mln dol., drugą zaś zredukował do 15 mln i zawiesił jej wypłatę. Działo się to w momencie, gdy Niemcy rozpoczęli z Rzeczpospolitą wojnę gospodarczą, blokując eksport polskiego węgla, a na inne towary nakładając olbrzymie cła. Reformy Grabskiego się powiodły i zduszono inflację, jednak wobec załamania się eksportu kurs nowej waluty – złotego – poleciał w dół. Do tego jeszcze upadek zaczął grozić sporej liczbie banków. Latem 1925 r. czekano w Warszawie na drugą transzę pożyczki Dillonowskiej jak na zbawienie. Ale obiecane dolary nie wpłynęły. Zdesperowany Grabski postanowił więc wysłać do Nowego Jorku Feliksa Młynarskiego. Szef departamentu obrotu pieniężnego w Ministerstwie Skarbu i jednocześnie zastępca prezesa Banku Polskiego (nowo utworzonego banku centralnego) mieszkał w USA przez dwa lata, znał tamtejsze realia oraz angielski. Ale były to jedyne atuty Młynarskiego. Rynki finansowe postrzegały Polskę jako państwo sezonowe, któremu nie warto udzielić nawet drobnej pożyczki.

W zapałkach ostatnia nadzieja

Kiedy 6 sierpnia 1925 r. Młynarski wysiadł w nowojorskim porcie, kurs złotego właśnie całkowicie się załamał. Clarence Dillon pokazał Polakowi na powitanie plik wycinków prasowych wieszczących rychłe bankructwo Rzeczpospolitej. O wypłacie drugiej transzy kredytu nie mogło być mowy. Zrozpaczony Młynarski opowiedział w ambasadzie o wyniku spotkania czekającym nań ministrowi spraw zagranicznych Aleksandrowi Skrzyńskiemu i radcy handlowemu Hipolitowi Gliwicowi. Potem w trójkę próbowali wymyślić sposób na wyciągnięcie od Amerykanów kredytu.

>>> Polecamy: Petru: Europa dwóch prędkości coraz bliżej

Opracowany plan pokazywał stopień ich desperacji. Młynarski przestał przedstawiać się jako pełnomocnik rządu, lecz zaczął eksponować to, że jest wiceprezesem Banku Polskiego. Dzięki temu mógł umówić się na spotkanie z wiceprzewodniczącym nowojorskiego Banku Rezerw Federalnych (najważniejszego banku w amerykańskim systemie banków centralnych) Jamesem Herbertem Case’em. Podczas kilku kolacji pozyskał sympatię Amerykanina i ten postanowił wesprzeć BP kwotą 10 mln dol. Młynarski miał podwójne szczęście, bo znany ze swej apodyktyczności szef Fed Benjamin Strong przebywał właśnie na wakacjach w Europie. Na pożegnanie Case zaznaczył, iż jego zwierzchnik może wstrzymać kredyt, dlatego Polak powinien spróbować zjednać sobie także Stronga. Młynarski złapał pierwszy transatlantyk odpływający do Europy, a dzięki informacjom od służb dyplomatycznych wiedział, że szef nowojorskiego Fed przyjechał do Londynu odwiedzić gubernatora Banku Anglii Montagu Normana. Zaraz po zejściu na ląd Polak kupił cylinder, bo bez niego mógł nie zostać wpuszczony do gabinetu gubernatora Banku Anglii i 29 sierpnia 1925 r. spotkał się z dwiema najważniejszymi osobami w świecie finansów. „Na myśl o tej rozmowie dostawałem gęsiej skórki” – zanotował wiceprezes BP. Pierwsze spotkanie poszło gładko i życzliwie usposobiony Norman zaproponował Młynarskiemu, aby wpadł do niego na kolację, którą przygotował dla amerykańskiego gościa. Ona również przebiegała w miłej atmosferze, dopóki nie zaczęła się dyskusja o teoriach Johna Maynarda Keynesa. Dla liberała Młynarskiego były one nie do przyjęcia, o czym szczerze powiedział. Atmosfera natychmiast stężała. Przybysz z biednego kraju skrytykował najsławniejszego brytyjskiego ekonomistę. Od stołu przeniesiono się szybko do gabinetu, gdzie Norman otwarcie oświadczył, iż jest przeciwny udzieleniu Polsce pożyczki, zwłaszcza że zagarnęła bezprawnie niemieckie ziemie. Młynarski oponował, ale bezskutecznie. „Widziałem po oczach słuchających mnie partnerów, że moje wywody nie trafiały im do przekonania” – zapisał. Ostatecznie Strong zadeklarował, iż nie anuluje kredytu, jednak wszelkie nowe pożyczki uzależnił od przedstawienia przez rząd RP programu naprawczego, wprowadzanego potem w życie pod międzynarodowym nadzorem.



Mimo to Młynarski wrócił do ojczyzny przekonany, że uda się ugasić kryzys. Rząd pozyskał bowiem jeszcze jednego pożyczkodawcę. Szwedzki król zapałek Ivar Kreuger zaoferował 30 mln dol. kredytu w zamian za oddanie mu całego polskiego rynku zapałczanego. Premier Grabski przeforsował w Sejmie ustawę powołującą monopol zapałczany, skupiający państwowe zakłady oraz wydający koncesje na produkcję i sprzedaż. W tym czasie dyrektor departamentu akcyz i monopoli Ministerstwa Skarbu Marian Głowacki prowadził negocjacje z Kreugerem. W lecie, za zgodą parlamentu, szwedzki koncern International Match Corporation przejął polskie fabryki oraz rynek na wyłączność. Po czym pożyczył... jedynie 6 mln dol. „Sprawa monopolu zapałczanego i związanej z nim pożyczki budzi dużo zastrzeżeń” – zapisał w pamiętniku marszałek Sejmu Maciej Rataj. „Chodziły głuche pogłoski o interesie, który przy tej sposobności zrobili różni ludzie (Głowacki?!)” – dodawał.

Mission impossible

Pieniądze od Fed i Kreugera przyszły w ostatniej chwili. We wrześniu 1925 r. załamał się polski system bankowy. Spanikowani klienci masowo wycofywali oszczędności i kolejne instytucje finansowe ogłaszały upadłość. Dzięki wsparciu BP oraz rządu udało się jednak ocalić kluczowe banki i sytuacja zdawała się stabilizować. Dlatego Grabski, po konsultacjach z prezydentem Wojciechowskim, odrzucił ofertę Benjamina Stronga. Obaj przywódcy obawiali się, że zgoda na międzynarodowy nadzór nad finansami Rzeczpospolitej może przynieść nieobliczalne konsekwencje polityczne. I znów do Nowego Jorku popłynął Młynarski, tym razem żeby jak najdelikatniej przekazać szefowi Fed decyzję rządu, a przy okazji poprosić Stronga o zmuszenie Dillon, Read & Co. do wypłaty drugiej raty pożyczki. „Czułem się jak skazaniec w drodze na egzekucję” – zapisał Młynarski. Tak jak się spodziewał, Strong odmowę przyjął z irytacją, a rozmawiać z Dillonem nie zamierzał. Tymczasem w Warszawie znów wybuchł kryzys. Na rynku masowo wyprzedawano złotówkę i jej kurs pikował. W depeszy wysłanej 12 listopada 1925 r. Grabski prosił Młynarskiego, by jakimś cudem wydobył od Dillona obiecane dolary. Ten szczerze odpisał, iż to całkowicie niemożliwe. Następnego dnia premier podał się do dymisji. W tej sytuacji Młynarski mógł z czystym sumieniem wracać do ojczyzny. Jednak poczucie obowiązku sprawiło, że postanowił mimo wszystko zdobyć jakiś kredyt dla Rzeczpospolitej. Nadzieję na to dawała mu znajomość zawarta z Adamem Fatersonem, polskim emigrantem pośredniczącym w zakupach bawełny dla łódzkich fabryk.
Faterson przyjaźnił się z Charlesem Lawem, jednym z najbardziej wpływowych pośredników bankowych na wschodnim wybrzeżu USA, załatwiającym kredyty dla zagranicznych klientów. Law po przeanalizowaniu sytuacji wpadł na pomysł transakcji wiązanej. W zamian za kredyt amerykański bank miał otrzymać jako zastaw kontrolę nad polskim monopolem tytoniowym. Wkrótce też umówił Młynarskiego na rozmowę z Albertem Tilneyem, naczelnym dyrektorem Bankers Trust, wchodzącego w skład potężnego koncernu J.P. Morgan. Wedle Lawa Bankers Trust mógł spokojnie pożyczyć 125 mln dol., za załatwienie czego pośrednik zażyczył sobie skromne pół miliona. Młynarski przystał na ofertę, a rozmowy z Tilneyem okazały się owocne. Bankier godził się zaoferować Polsce kredyt stabilizacyjny, ale najpierw rząd w Warszawie musiał przyjąć delegację amerykańskich ekspertów, by ci ocenili stan ekonomiczny kraju. Szefem zespołu został ekonomista z Uniwersytetu Princeton prof. Edwin Walter Kemmerer, wcześniej doradzający rządom wielu państw, m.in. Meksyku, Chile, Ekwadoru, Peru. Po powrocie do ojczyzny Młynarski przedstawił amerykańską propozycję nowemu premierowi Aleksandrowi Skrzyńskiemu oraz ministrowi skarbu Jerzemu Zdziechowskiemu. Obaj zareagowali entuzjastycznie. Profesor Kemmerer zjawił się w Warszawie już 30 grudnia 1925 r. Tam niemal noszono go na rękach. Szybko polubił Polaków.

>>> Czytaj też: Bezrobocie w strefie euro zgodne z oczekiwaniami. Eurostat podał dane za styczeń

Cud kredytowy

Przyjaźń Kemmerera okazała się bezcenna. Jak potem zwierzył się Młynarskiemu, do USA wracał przez Berlin. A tam zaprosił go na poufne spotkanie prezes Reichsbanku (banku centralnego Niemiec) Hjalmar Schacht. Zrobił to, żeby przekonać amerykańskiego ekonomistę, iż Polska to państwo sezonowe, którego nie warto wspierać. Co więcej, wspomniał o rozmowie z gubernatorem Banku Anglii Normanem, podzielającym tę opinię. Oznaczało to, że Republika Weimarska dokłada wielu starań, aby uniemożliwić Rzeczpospolitej wyjście z kłopotów finansowych. Kemmerer grzecznie podziękował za dobre rady, nie zamierzając się do nich stosować. Co bardzo zaniepokoiło Berlin.
Minister spraw zagranicznych Niemiec Gustav Stresemann w depeszy wysłanej 19 kwietnia 1926 r. do rezydującego w Londynie ambasadora Friedricha Sthamera jasno komunikował: „Pokojowe rozwiązanie zagadnienia granicy polskiej, które by odpowiadało naszym życzeniom, możemy osiągnąć tylko pod warunkiem, że kryzys gospodarczy i finansowy w Polsce dojdzie do punktu szczytowego, a cały organizm państwowy Polski popadnie w niemoc”. Jednocześnie nakazując przeciwdziałania próbom zdobycia przez Rzeczpospolitą zagranicznego kredytu.
Faktycznie uzyskanie pożyczki od Bankers Trust przedłużało się z powodu zamachu stanu przeprowadzonego w maju 1926 r. przez Józefa Piłsudskiego. Jednak w lipcu Kemmerer ze współpracownikami znów zawitał do Warszawy. Po dwumiesięcznym pobycie powstał obszerny raport szczegółowo przedstawiający konieczne do wprowadzenia zmiany w funkcjonowaniu Banku Polskiego. Potem oficjalne rozmowy z ministrem skarbu Gabrielem Czechowiczem oraz Feliksem Młynarskim rozpoczął wiceprezes Bankers Trust Boylston Tompkins. Tymczasem sytuacja ekonomiczna Polski znacznie się poprawiła. Węgiel oraz inne towary znalazły nowe rynki zbytu. W handlu zagranicznym pojawiła się nadwyżka. Również złotówka ustabilizowała swój kurs. Kredyt zagraniczny przestawał jawić się jako konieczność, acz jego uzyskanie miało bardzo ważne względy wizerunkowe. Zdejmowało bowiem z Rzeczpospolitej odium „państwa sezonowego”. I w tym momencie o mały włos nie doszło do międzynarodowego skandalu. Na początku grudnia 1926 r. premier Kazimierz Bartel zaprosił do siebie Młynarskiego, by poinformować go, że w Warszawie przebywa Jean Monnet, podówczas przedstawiciel amerykańskiej grupy kapitałowej Blair & Co. Z późniejszym współtwórcą idei Wspólnoty Europejskiej nawiązał kontakt minister spraw zagranicznych August Zaleski i w tajemnicy przed ministrem skarbu Czechowiczem oraz Bankers Trust negocjował warunki kredytu dla Polski. Personalna rozgrywka ministrów mogła zakończyć się kompromitacją Polski. Zaprawiony w bojach Młynarski znów musiał improwizować, ratując sytuację. Podczas szczerej rozmowy z Monnetem zaproponował Francuzowi, żeby złożył Bankers Trust ofertę wspólnego udzielenia Polsce kredytu stabilizacyjnego, a przy okazji namówił partnerów do rezygnacji z domagania się przejęcia monopolu tytoniowego. Monnet mógł się obrazić i wywołać skandal, lecz przystał na propozycję Młynarskiego. Co więcej, z energią przystąpił do działania. Po żmudnych negocjacjach, do których włączył się też Benjamin Strong, w końcu wielkie amerykańskie konsorcja zdecydowały się stworzyć dla Polski pakiet stabilizacyjny. Prezydent Ignacy Mościcki zatwierdził go swym dekretem 13 października 1927 r. Polska pożyczyła 71,7 mln dol., przeznaczając je na powiększenie kapitału zakładowego BP, wykupienie nadmiaru znajdujących się w obiegu obligacji rządowych i umorzenie długu Skarbu Państwa wobec BP. Ponad 140 mln zł wpompowano w gospodarkę w formie kredytów inwestycyjnych. Trzy miesiące później prezydent Mościcki odznaczył Młynarskiego Orderem Polonia Restituta z gwiazdą. Po czym przyjął dymisję wiceprezesa BP, powszechnie postrzeganego jako osoba nadmiernie krytyczna wobec rządów sanacji. Młynarski wkrótce objął dobrze płatną posadę członka Komitetu Finansowego Ligi Narodów i na odejściu z BP nie stracił. W przeciwieństwie do Polski.

>>> Polecamy: Zawodowi politycy są gorsi niż sitwa z Wall Street. Działają jak mafia

ikona lupy />
Szwedzki król zapałek Ivar Kreuger zaoferował 30 mln dol. kredytu w zamian za oddanie mu całego polskiego rynku zapałczanego NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE (4) / Dziennik Gazeta Prawna