Wielka Brytania, Niemcy, Stany Zjednoczone i Chiny to główne kierunki poszukiwań polskich internautów.
Już co szósty Polak robi zakupy w zagranicznych sklepach internetowych. Bo może w ten sposób sporo zaoszczędzić – iPad Air 16 GB w Polsce kosztuje prawie 2 tys. zł, w amerykańskich e-sklepach można go znaleźć za nieco ponad 1350 zł. Legginsy Adidas w Polsce kosztują ponad 140 zł, a w brytyjskich e-shopach niecałe 90 zł. Za zestaw kloców Lego „Star Wars. Sokół Millennium” w Polsce trzeba wydać niecałe 590 zł, a na niemieckich stronach handlowych można go znaleźć już za 450 zł. Nawet po doliczeniu kosztów dostawy czy cła często zakupy w zagranicznych sklepach internetowych są znacznie bardziej opłacalne.
– Do częstszego kupowania za granicą skłania Polaków kilka powodów. Po pierwsze, wzrasta zaufanie do sprzedawców internetowych i świadomość, że w razie kłopotów z zamówieniem po stronie klienta stoją unijne przepisy. Po drugie, kupując w internecie, można uniknąć zawyżonych marż stosowanych przez tradycyjne sklepy. Kolejnymi plusami internetowych zakupów są ogromny wybór marek i dostępność produktów z nawet najbardziej odległych zakątków świata – mówi Damien Perillat, dyrektor zarządzający w PayPalu na Europę Środkowo-Wschodnią.
– Przekonuje też wysyłka, która coraz częściej jest darmowa, a ponadto w Unii Europejskiej w ciągu dwóch tygodni możemy zwrócić towar, który nie spełnia naszych oczekiwań – dodaje.
Jak wylicza PayPal w „Pricing Report 2014”, 16 proc. polskich internautów robi zakupy w zagranicznych e-sklepach. W efekcie w ciągu roku przepływy finansowe do brytyjskich sklepów internetowych z Polski wzrosły o jedną trzecią, o jedną czwartą do Niemiec i o kilkanaście procent do USA i Chin. Wszystko dlatego, że Polacy coraz aktywniej poszukują tańszych towarów. Różnice w przypadku elektroniki, ubrań czy zabawek mogą sięgać nawet 100 proc. Stąd właśnie coraz większe zainteresowanie sklepami z Chin. Tu największą barierą jest oczywiście język. Ale zainteresowane jest na tyle duże, że powstają już polskie sklepy pośredniczące w handlu z chińskimi. Na przykład polskojęzyczny Tao-Sklep.com.pl pozwala zamawiać produkty bezpośrednio z Chin ze sklepu Taobao.com.
Reklama
Choć polski sektor rozwija się bardzo dynamicznie – działa u nas już 14 tys. sklepów internetowych, a łączna wartość polskiego rynku e-commerce w roku 2013 wyniosła 26 mld zł – to w porównaniu z rynkami Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych wciąż niewiele.
– Mimo że polski rynek e-commerce rośnie najszybciej w Unii Europejskiej, mamy sporo do nadrobienia w stosunku do zachodnich gospodarek. W Niemczech działa 100 tys., a we Francji nawet 117 tys. e-sklepów. Mimo nieznacznie niższej dynamiki wzrostu wartość rynku e-commerce w tych krajach jest nadal ponad siedmiokrotnie wyższa niż w Polsce – zauważa Zbigniew Rymarczyk, wiceprezes Comarchu, dyrektor Sektora ERP.
W efekcie w zagranicznych e-sklepach jest znacznie większy wybór produktów. To drugi powód naszych poszukiwań w sklepach z innych krajów.
– Polscy klienci są coraz bardziej zauważalni. Teraz to już nie jest pytanie, czy zaczną powstawać polskie wersje największych zagranicznych serwisów, tylko kiedy to się stanie. Przykładem jest choćby niemiecki butik Zalando, który jesienią 2012 r. wszedł na polski rynek – mówi nam Piotr Jarosz, prezes spółki Dotcom River i wydawca Sklepy24.pl.
– Zalando nie otworzył jednak placówki w Polsce, tylko wprowadził polski interfejs i zatrudnił Polaków do obsługi klienta w swoim niemieckim oddziale. I to jest właśnie kierunek, którym mogą zacząć podążać inni gracze – dodaje Jarosz.
Dziś, jak wynika z najnowszych danych Gemiusa, Zalando.pl jest najchętniej odwiedzanym sklepem internetowym w Polsce. Na jego stronę weszło 2,3 mln internautów.