- Drut zamiast pancerza? Nowy sposób na drony
 - Śmiali się z Rosjan? Teraz kopiują ich Ukraińcy
 - Lekkie, skuteczne i brzydkie
 - Jeż z nadajnikiem – ochrona także elektroniczna
 - A co z Polską? Siatki są, jeży brak
 
Drut zamiast pancerza? Nowy sposób na drony
Stalowe kolce, siatki i druty kolczaste coraz częściej zastępują dodatkowe płyty pancerne. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak prymitywna prowizorka ale na froncie nie chodzi o estetykę, tylko skuteczność. Czołgi z konstrukcjami typu „jeż” są w stanie przetrwać wiele ataków dronów FPV, które w innych przypadkach mogłyby całkowicie zniszczyć pojazd.
Takie improwizowane opancerzenie montowane jest nad wieżą, wokół silnika i w newralgicznych punktach czołgu. Stalowe druty i siatki mają jeden cel: sprawić, by dron uderzył w coś innego niż pancerz. Najlepiej zanim jego ładunek wybuchnie. Czasem delikatne i lekkie drony po prostu się zawieszają, nie mogąc przedrzeć się przez „stalowe jeże”, a innym razem detonacja następuje za daleko, by wyrządzić poważne szkody.
Śmiali się z Rosjan? Teraz kopiują ich Ukraińcy
Na początku to Rosjanie jako pierwsi zaczęli montować stalowe „korony” na swoich czołgach. Choć internet pełen był memów, a wielu komentatorów wyśmiewało konstrukcje rodem z postapokalipsy, to efekt był zaskakująco skuteczny. Niektóre pojazdy z takim opancerzeniem potrafiły wytrzymać nawet kilkadziesiąt trafień dronami FPV. Z biegiem czasu „jeże” pojawiły się na różnych typach maszyn – od T-72, przez T-80, aż po ciężarówki logistyczne. Rosyjskie materiały propagandowe zaczęły eksponować maszyny, które przetrwały całe serie uderzeń właśnie dzięki tej formie ochrony.
Ale teraz ten sam trend można zauważyć także po stronie ukraińskiej. Najnowsze nagrania z ukraińskiej kontrofensywy w kierunku Kupiańska pokazują, że również czołgi i transportery wojsk Ukrainy otrzymały dodatkowe opancerzenie typu jeż.
To bardzo wymowny sygnał – Ukraińcy korzystają z dokładnie tych samych rozwiązań, które wcześniej wyśmiewano, ale które pokazały swoją wartość na polu walki.
Lekkie, skuteczne i brzydkie
Największą zaletą opancerzenia typu „jeż” jest jego lekkość i prostota. Tradycyjne płyty pancerne i systemy ochrony aktywnej są ciężkie, drogie i trudne do szybkiego zamontowania w warunkach frontowych. Tymczasem stalowe druty i siatki można zamontować nawet w warsztacie polowym.
Dodatkowo, taka ochrona bardzo utrudnia pracę operatorom dronów. Zamiast atakować górną część pojazdu, gdzie zazwyczaj ładunek jest najbardziej skuteczny, operatorzy muszą celować w gąsienice albo zawieszenie, by unieruchomić pojazd, a dopiero potem próbować go zniszczyć. To wszystko oznacza jedno: czołgi z drucianym pancerzem żyją dłużej. I choć nie wyglądają zbyt reprezentacyjnie to w realnej walce wygląd nie ma znaczenia. . Jednak defilada z takim „jeżem” na wieży raczej nie wchodzi w grę.
Jeż z nadajnikiem – ochrona także elektroniczna
Coraz częściej można zauważyć, że „jeże” nie kończą się tylko na stalowych kolcach. Na szczycie tych konstrukcji montowany jest również system walki radioelektronicznej, który ma za zadanie zakłócać sygnał sterujący dronami FPV.
Najczęściej przyjmuje on postać niewielkiej kopuły lub plastikowej osłony – przypominającej odwróconą miskę czy miednicę – pod którą ukryty jest nadajnik zagłuszający. Jego zadaniem jest emitowanie zakłóceń na częstotliwościach, z których korzystają operatorzy dronów, co może prowadzić do ich utraty kontroli nad maszyną, awaryjnego lądowania lub zablokowania transmisji wideo.
Połączenie kolców z elektroniką daje podwójną warstwę ochrony: mechaniczną i cyfrową. To właśnie takie hybrydowe podejście okazuje się dziś kluczowe w starciu z coraz bardziej powszechnym zagrożeniem ze strony dronów.
A co z Polską? Siatki są, jeży brak
W Polsce temat ochrony czołgów przed dronami również jest dostrzegany, ale podejście wygląda inaczej. Jak dotąd, testowane są rozwiązania oparte głównie na lekkich siatkach antydronowych, wysięgnikach z listwami ochronnymi i systemach zakłócających.
Nie ma jednak informacji, by jakakolwiek jednostka wojskowa testowała lub wdrażała rozwiązania w stylu „stalowego jeża”. Brakuje publicznych raportów, nagrań czy wypowiedzi ekspertów, które wskazywałyby na zainteresowanie tym kierunkiem.
To może być błąd – bo skoro na froncie ukraińskim takie konstrukcje się sprawdzają, warto byłoby przynajmniej je przetestować. Zwłaszcza że koszt ich wykonania jest znikomy w porównaniu do strat po zniszczeniu czołgu przez drona za kilka tysięcy dolarów.
Front wymusza kreatywność
Dominacja dronów FPV na froncie zmienia zasady gry. Zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy nie mogą już polegać tylko na klasycznym pancerzu i aktywnych systemach obrony. Coraz większe znaczenie zyskuje improwizacja, szybkość reakcji i umiejętność dostosowania się do nowych zagrożeń.
Pancerne „jeże” są tego najlepszym przykładem: brzydkie, ale skuteczne; śmieszne na pierwszy rzut oka, ale śmiertelnie poważne w boju. I choć nie są idealne, to dzisiejsze realia pokazują, że czasem właśnie takie rozwiązania mogą uratować życie załogi i utrzymać pojazd w akcji.