Kryzys zbliża się do końca, ale zagrożenia nadal istnieją, a obok dotychczasowych, jak wolniejszy wzrost w krajach rozwijających się czy zadłużenie USA, dochodzą nowe – groźba deflacji w strefie euro, polityczna niestabilność na Ukrainie i w Turcji. Które z nich są obecnie najpoważniejsze?

Angel Gurria: Nie chcę, aby to brzmiało, że będąc w Polsce przyjmuję polski punkt widzenia, ale kwestia Ukrainy naprawdę jest niepokojąca. Jest ważna sama w sobie, ale też dlatego, że pojawiła się, gdy próbujemy odbudować zaufanie, a napięcie jak z minionych czasów bardzo to utrudnia. Dlaczego zaufanie jest tak ważne? Dziedzictwem kryzysu są cztery elementy – niski wzrost gospodarczy, wysokie bezrobocie, rosnące nierówności i spadające zaufanie. Zaufanie do wszystkiego – do polityków, banków, organizacji międzynarodowych, koncernów itd. Ludzie nie wierzą nikomu, obawiają się przyszłości, więc przestają kupować i oszczędzają. Cała światowa gospodarka zaczęła wyglądać trochę lepiej – wzrost gospodarczy minimalnie rośnie, bezrobocie minimalnie spada, minimalnie zmniejszają się nierówności i wzrasta zaufanie. I w tej sytuacji pojawia się sprawa Ukrainy. Więc dlatego jest ona tak ważna globalnie.

A pozostałe zagrożenia?

Amerykańska gospodarka jest w lepszej kondycji, ale problemem USA nie są sprawy gospodarcze – przynajmniej na razie, kiedy kwestia limitu zadłużenia została odsunięta w czasie. Problemem jest to, czy władza wykonawcza i ustawodawcza potrafią osiągnąć porozumienie w jakiejkolwiek sprawie, w temacie opieki zdrowotnej, imigracji, zmian klimatycznych itp. W Europie również sytuacja się poprawia, ale problem długu publicznego nie został rozwiązany i wiele krajów – nie mówię tu nawet Grecji – ma je na poziomie 80–100 proc. PKB. Ale oprócz długów publicznych jest jeszcze zadłużenie gospodarstw domowych. To akurat nie dotyczy Polski, ale w wielu rozwiniętych krajach, np. Holandii, poziom długu prywatnego jest niebezpiecznie wysoki.

Reklama

>>> Polecamy: Raczko: Państwo i gospodarka, czyli o potrzebie równowagi

Czy europejska strategia walki z kryzysem była słuszna? Oszczędności budżetowe spowodowały większe, niż zakładano spadki PKB i wzrosty bezrobocia, pojawiły się więc opinie, że trzeba było najpierw stymulować wzrost gospodarczy.

Oszczędności to nie polityka, lecz efekt arytmetyczny. Jeśli nie masz przychodów, a są wydatki, trzeba coś z tym zrobić. Bo rynki nie będą ci dłużej pożyczać, a nawet jeśli by to robiły, jest pytanie, jak bardzo można zwiększać dług. Nawet USA i Japonia mają limity. To nie jest kwestia wybrania oszczędności lub nie, bo nie było wyboru. Rynki mają różny poziom tolerancji. Gdy Moody’s odbiera USA rating AAA, te mogą wzruszyć ramionami. Tak samo jest z Niemcami. Ale gdy tylko coś złego dzieje się w Portugalii, Irlandii czy Hiszpanii, reakcja w postaci wzrostu rentowności obligacji jest natychmiastowa. Można mówić, że to niesprawiedliwe, ale taka jest rzeczywistość. Inna sprawa, że oszczędności zaczęto za późno. Postępy Hiszpanii w konsolidacji finansów są godne podziwu, ale trzeba to było robić już dwa lata wcześniej. Gdy zaczynał się kryzys, Europa mówiła: „To problem Ameryki”. Później gdy upadł brytyjski bank Northern Rock, mówiono: „To problem anglosaski”. Zanim się obejrzano, wirus już był w Europie. I gdzie teraz jest największy problem? W Europie, bo jako ostatnia zaczęła walkę z kryzysem.

W USA bezrobocie wynosi 6,7 proc. i jest ono uważane za wysokie, choć wiele krajów europejskich chciałoby mieć tyle. Dlaczego Amerykanom udaje się obniżać bezrobocie, a Europejczykom nie?

W USA tworzone są miejsca pracy, w ostatnich czterech latach powstawało ich dwa miliony rocznie. A w Europie miejsc pracy wciąż ubywa. Jest ona oddalona o kilka miesięcy od momentu, w którym ta liczba znów zacznie rosnąć. Dlaczego w USA szybciej spada bezrobocie? Dlatego że tam kryzys zaczął się wcześniej, decyzje zaczęto tam podejmować wcześniej, były odważniejsze i dotyczyły jednego państwa. W Europie wiele z nich wymagało zgody 28 czy 18 krajów. Europa też jest na dobrej drodze, z tym że nie należy się spodziewać szybkiej poprawy. Sytuacja wymaga bowiem zmian strukturalnych, bo nie pozostało wiele innych możliwości. Polityka monetarna? Stopy procentowe są bliskie zera. Polityka fiskalna? Trwa konsolidacja finansów publicznych, więc nie ma środków na stymulację. Krótkookresowe środki makroekonomiczne się wyczerpały. Zostały zmiany strukturalne, czyli stara, dobra edukacja, której efektem będzie innowacyjność. Najlepszym krótkookresowym rozwiązaniem są rozwiązania długookresowe. Jeśli się ludziom wyjaśni, że efekty nie przyjdą bardzo szybko, może uznają, że warto poczekać. Być może nie jest to nasz najlepszy wybór, lecz jedyny, jaki mamy.

>>> OECD proponuje zestaw działań dla Polski, które mają zapewnić, że nadal będziemy nadrabiali dystans do najbogatszych państw. Czytaj więcej na ten temat.