Dzienne przedziały wahań są coraz węższe, a rynek reaguje na publikacje najważniejszych danych ekonomicznych czy retorykę przedstawicieli banków centralnych bez większego przekonania. Inwestorów być może zaskoczyło to, jak dobrze rynki światowe poradziły sobie z rozpoczęciem przez amerykańską Rezerwę Federalną kampanii ograniczania skupu aktywów – obyło się bez większych nieszczęść, przynajmniej jeśli pominąć rynki wschodzące. Jednak z drugiej strony niska zmienność rzadko utrzymuje się przez dłuższy czas i często okazuje się być ciszą przed burzą. Przy niewielkiej zmienności łatwiej zaskoczyć coraz bardziej beztroski, senny rynek.

Już w tekście z 11 marca zastanawiałem się, czy rynki globalne zasadniczo dochodzą do „szczytu beztroski”. Od tamtej pory na rynkach akcji panuje trend boczny, choć nadal notowania kształtują się w okolicach historycznych rekordów; natomiast przedziały wahań na rynku walutowym są coraz węższe, jak pokazano na wykresie poniżej.

Wykres: Na wykresie obok przedstawiono opracowany przez Deutsche Bank wskaźnik 1-miesięcznej zmienności implikowanej na rynku opcji dla siedmiu najpopularniejszych walut z całego świata. Zmienność implikowana jest miernikiem przekonania inwestorów co do potencjału wystąpienia dalszych zmian. Obecnie zbliżamy się do rekordowych minimów odnotowanych w 2007 r. na krótko przed tym, jak nabrzmiewający kryzys niespłacanych kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych wywołał globalny kryzys finansowy.

Głównym czynnikiem napędzającym obecną beztroskę jest poczucie, że do końca bieżącego roku Fed będzie się trzymał żelaznego harmonogramu zakładającego ograniczanie skupu aktywów o 10 mld USD na każdym posiedzeniu, a następnie nie podniesie stopy procentowej funduszy rezerwy federalnej aż do czerwca czy lipca przyszłego roku. Tymczasem, chociaż obecnie powszechnie uznaje się, że EBC w końcu poluzuje swoją politykę, na rynku panuje przekonanie, że żaden program, jaki może zaproponować Draghi, nie będzie miał takich rozmiarów ani siły, co luzowanie w wydaniu Rezerwy Federalnej czy Bank of Japan.

Reklama

Jednak obecna beztroska szybko wyparuje, jeśli rynek zacznie poważnie zastanawiać się nad którymkolwiek z pytań z serii „A co, jeżeli...?” Co jeśli Rezerwa potrzebuje już tylko jednego słabego raportu z rynku pracy czy na temat inflacji, by wstrzymać ograniczanie skupu aktywów? A jeśli majowe wybory do parlamentu europejskiego doprowadzą do powstania dużego bloku głośnych, wojowniczo nastawionych eurosceptyków? Co jeśli inwestujący w dług rządu portugalskiego uświadomią sobie, że nowe minima rentowności są nieuzasadnione w świetle faktu, że jedynym długofalowym rozwiązaniem dla problemu z długiem publicznym w Portugalii jest przestać wywiązywać się z zobowiązań lub przeprowadzić dewaluację? A co jeśli gwałtownie tracący na wartości chiński juan oznacza, że rząd Chin jest zdecydowany na ponowną dewaluację waluty, widząc w niej jedyny sposób na uniknięcie deflacji w kraju? Wreszcie, co jeśli obecny kryzys tak paraliżuje rosyjską gospodarkę, że Putin uzna dalszą konfrontację za jedyne rozwiązanie, by odciągnąć uwagę i niezadowolenie na froncie wewnętrznym?

Wystarczy bardzo niewiele, by zaskoczyć ten niezwykle beztroski rynek. Ironiczny jest fakt, że im większe samozadowolenie rynku, tym tańsze jest kupno instrumentów zabezpieczających (opcji).

ikona lupy />
Rynek walutowy / Media