Pożyczki dla FUS to sposób na takie finansowanie wypłat emerytur, które nie powiększa budżetowego deficytu. Resort finansów pierwszy raz skorzystał z tej formuły w 2009 roku, gdy wybuchł kryzys i sytuacja w budżecie była bardzo napięta (trzeba go było nowelizować).

Rekord pobito w ubiegłym roku, gdy FUS pożyczył aż 12 mld zł z państwowej kasy. Pożyczka – w odróżnieniu od „klasycznej” dotacji budżetowej – nie jest wydatkiem. Dlatego ta forma finansowania emerytur nie ma wpływu na wielkość budżetowej dziury.

Niektórzy eksperci zarzucają więc MF, że w ten sposób stosuje kreatywną księgowość żeby zachować pozory dobrej sytuacji budżetowej. Ministerstwo odrzuca te oskarżenia. Resort twierdzi, że finansowanie FUS odbywa się zgodnie z zasadami określonymi w ustawie o systemie ubezpieczeń społecznych oraz ustawie o finansach publicznych. MF zresztą nie rezygnuje z pożyczek, w tym roku udzieliło ich co najmniej dwukrotnie, na łączna kwotę 4,3 mld zł. Choć wcześniej ZUS, którzy zarządza FUS-em, przejął część aktywów OFE, a ministerstwo chwaliło się wysokimi wpływami podatków. Teoretycznie więc stać je było na udzielenie dotacji, zamiast pożyczki.

Mirosław Gronicki, były minister finansów mówi, że do pewnego stopnia jest w stanie zrozumieć urzędników. Mówi, że z punktu widzenia MF lepiej najpierw wykorzystać i tak zaplanowane w budżecie pożyczki dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, niż wydawać pieniądze z dotacji.

Reklama

- W ten sposób można stworzyć sobie coś w rodzaju rezerwy w wydatkach. Jeśli dzięki pożyczce nie wykorzysta się całej dotacji deficyt budżetu będzie mniejszy. To oczywiście niewiele daje, bo deficyt całych finansów publicznych dzięki temu nie spadnie. Udzielanie pożyczek zamiast dotacji to takie kuglowanie budżetowym wynikiem. Ale jest też pochodną systemu finansowania FUS. Nawet po zagarnięciu OFE deficyt funduszu się jakoś radykalnie nie zmniejszył – twierdzi były szef resortu.

>>> Polecamy: Globalny podatek majątkowy to nierealny pomysł? Zobacz, jak mógłby wyglądać w praktyce

Gronicki uważa, że to, co robi ministerstwo to mydlenie oczu: wynik budżetu na papierze wygląda dobrze, ale nawet pożyczkę trzeba jakoś sfinansować – najczęściej samemu pożyczając emitując obligacje.

- Skutek stosowania tej polityki będzie też taki, że na papierze FUS będzie zadłużony na jakąś kwotę wobec budżetu, której nigdy przecież nie spłaci. Jednak nawet jeśli będzie próbował spłacić – to się będzie odbywało kosztem przyszłych pokoleń, a nie dzisiejszych – ocenie ekonomista.

Jego zdaniem takie działanie szkodzi przejrzystości finansów publicznych, a budżet przestaje być transparentny.

- Bywało, że chwaliliśmy się niskim deficytem budżetowym, gdy o wiele ważniejszy deficyt całych finansów publicznych się zwiększał. Takie działanie jest bez sensu. Trudno to tłumaczyć jakimś zabiegiem marketingowym, mógłbym znaleźć kilka innych sposobów, by pokazać jak jest dobrze. Ministerstwo Finansów samo się chyba zapędziło w kozi róg. Zamiast tworzyć budżet zrozumiały i z jasnym przekazem coraz bardziej go komplikuje i gmatwa – ocenia Gronicki.

Ministerstwu jeszcze daleko do wykorzystania tegorocznego limitu na pożyczki dla FUS. W sumie może być ich 18 mld zł. Od początku 2009 r. do końca 2013 r. z kasy państwa do funduszu trafiło w tej formie prawie 31 mld zł. Jak dotąd żadna nie została spłacona.

>>> Czytaj też: Rząd przyjął założenia do budżetu na 2015 rok