Ma to związek z polityką rządu. Decydenci wysyłają bowiem maklerom sprzeczne sygnały co do tego, jaka gałąź gospodarki będzie jej motorem napędowym na najbliższe lata.

Rok 2013 przyniósł największe, 20-procentowe zyski tym, którzy postanowili na chińskiej giełdzie zainwestować w sektor konsumencki, technologii czy opieki zdrowotnej. W ostatnich miesiącach wartość akcji w tych sektorach spadła jednak o ponad 6 proc.

Spółki związane z "nową gospodarką" Chin spadają dziś na giełdzie równie szybko, jak te należące do upaństwowionych sektorów "starej gospodarki", np. towarów czy usług finansowych, które napędzały wzrost w Państwie Środka przez ostatnią dekadę. Dziesięć największych firm notowanych przez szanghajski indeks giełdowy CSI 300 spadło w pierwszej połowie tego roku, przynosząc największe od czterech lat straty.

>>> Czytaj też: Utworzenie nowego jedwabnego szlaku to "historyczna konieczność"

Reklama

Ten znaczący regres może oznaczać, że inwestorzy nie do końca wierzą w chiński plan gospodarczego zwrotu w stronę nowych technologii i sektora usług, zapoczątkowany w 2012 r. W maju tego roku prezydent Xi Jinping oświadczył, że jego kraj musi wejść na ścieżkę "nowej normalności" ze spokojnym tempem wzrostu i że kluczem do sukcesu będzie tu innowacyjność. Jednak niedługo potem chiński rząd zwiększył wydatki państwa i obniżył wymagania finansowe dla kredytobiorców, gdyż plan gospodarczej transformacji napotkał poważną przeszkodę: osłabiony rynek nieruchomości postawił pod znakiem zapytania docelowy wzrost w wysokości 7,5 proc.

- Rynek bierze dziś pod uwagę, że Chinom może nie udać się ta transformacja - uważa Wang Zheng z Jinxi Investment Management. - Na pewno będzie im znacznie trudniej, niż się na początku wydawało - twierdzi.

Shen Minggao z Citigroup w Hongkongu jest zdania, że rząd nie chce ponosić krótkoterminowych kosztów i że jego strategia będzie dwufazowa: "najpierw spróbują kupić trochę czasu, a gdy gospodarka się uspokoi, skoncentrują się na reformach". Shen w ubiegłym roku sam inwestował w "nową gospodarkę", lecz w tym postawił na stare, sprawdzone sektory. Po części dlatego, że ich akcje są tańsze, a tempo wzrostu w Chinach powoli się stabilizuje. Ponadto w czerwcu rynek wytwórczy rozwijał się tam wyjątkowo dynamicznie.

>>> Polecamy: Śmierć za biurkiem. Chińczycy coraz częściej umierają z przepracowania

"Nowa gospodarka" nie jest w Chinach w zupełnym odwrocie. Według Jonathana Garnera, stratega rynku z Morgan Stanley w Hongkongu, nadal warto kupować akcje spółek z nią związanych. W raporcie z 2 lipca dowodzi on, że wartość chińskich zakupów przez Internet, sprzedaż aut i liczba pasażerów linii lotniczych nadal rosną z zawrotną prędkością. O dobrym stanie chińskiej "nowej gospodarki" ma też jego zdaniem świadczyć popularność filmu "Transformers: Wiek Zagłady", który w pierwszych dniach po premierze miał tam większą oglądalność niż w USA.

Ostatni spadek na chińskiej giełdzie zdaje się jednak dowodzić, że inwestorzy rzeczywiście są coraz bardziej sceptyczni i nie wierzą w sukces transformacji. Chen Ruiming, strateg z Haitong Securities, uważa, że Chiny potrzebują albo większego tempa wzrostu, albo gruntownej przebudowy gospodarki. - W obu przypadkach nie ma co liczyć na szybką zmianę, a nawet na to, że nadejdzie ona w najbliższych 3-5 latach. To będzie powolny proces - zaznacza.

ikona lupy />
Giełda w Szanghaju / Bloomberg