... gdzie bym nie pojechał, spotykam niezwykle inteligentnych, zdolnych inwestorów, dyrektorów generalnych i traderów, którzy jednak zmagają się z koszmarnym otoczeniem makroekonomicznym. Na świecie nadal struktury mikro są fantastyczne, a otoczenie makro jest tragiczne.

Moja teoria Ekonomicznego Trójkąta Bermudzkiego (wysoka wycena rynków akcji, niski poziom zatrudnienia, niska wydajność) nadal zyskuje uznanie ze względu na transfery z tytułu uprawnień oraz zasadę 80/20, zgodnie z którą 20 proc. gospodarki – spółki notowane na giełdzie i banki – dostaje 100 proc. dostępnego kredytu i kapitału politycznego.

Z kolei pozostałe 80 proc. dusi się z powodu niezdolności banków do udzielania kredytów, wywołanej przesadną biurokracją oraz częstymi opóźnieniami w opłacaniu faktur przez rządy.

Oznacza to, że kredyt należny tym osiemdziesięciu procentom gospodarki trafia do spółek giełdowych, co skutecznie obniża ich koszty finansowania o 100-200 punktów bazowych i oczywiście czyni ich wyższą wycenę na giełdzie „uzasadnioną”. Cały ten system trzyma się jeszcze dzięki ślepej wierze w luzowanie ilościowe i przekonaniu, że akcje to jedyna forma inwestycji.

Reklama

Niniejsza prognoza kwartalna doskonale odzwierciedla opisane powyżej nastroje: w swojej analizie makro Mads Koefoed nadal jest przekonany, że po katastrofalnym pierwszym kwartale (-2,8 proc.) Stany Zjednoczone znów odnotują wzrost gospodarczy; Peter Garnry przewiduje, że akcje będą miały lepsze wyniki, niż obligacje; John Hardy spodziewa się niewielkiego osłabienia dolara amerykańskiego i podkreśla potrzebę wyższej zmienności; zdaniem Ole S. Hansena cena ropy nadal będzie podwyższona, ale utrzyma się w pewnych widełkach cenowych, natomiast złoto znajdzie się pod presją (choć jego cena również pozostanie w granicach przedziału wahań).

Ale gdyby nie zmaterializowały się prognozy, na które wskazuje konsensus wśród analityków, co mogłoby być katalizatorem takiego obrotu spraw? Jednym z takich czynników może być chiński rynek nieruchomości i jego wysokie zapotrzebowanie na refinansowanie.

Inna możliwość to dramatyczne pogorszenie wzrostu gospodarczego Francji i Niemiec, spowodowane znacznym spowolnieniem eksportu do Azji.

Wreszcie utrzymywanie się cen energii na wysokim poziomie może pokrzyżować wszystkim plany. Jeśli w trzecim kwartale cena ropy Brent wyniesie średnio 130 USD za baryłkę, światowy wzrost gospodarczy spowolni. Jak na ironię, jedynym elementem, który przyniósł jakikolwiek wzrost w Stanach Zjednoczonych w pierwszym kwartale była konsumpcja – ale konsumpcja… energii!

Wyższe ceny energii to podatek od konsumpcji – która na całym świecie znajduje się pod presją z powodu wyższych cen żywności i energii, a także ze względu na brak wzrostu płac. Dochody do dyspozycji nadal maleją i właśnie to stanowi największe zagrożenie.

Konsumenci są inteligentni – w odróżnieniu od rządów zdają sobie sprawę, kiedy trzeba ograniczyć konsumpcję.

>>> Czytaj też: Masz dwadzieścia kilka lat? Zobacz co zrobić, żeby nie być biednym na emeryturze

Ludzie już dawno przestali słuchać polityków i decydentów, i to z ważnych powodów.

W styczniu Międzynarodowy Funduszu Walutowy, Bank Światowy, Europejski Bank Centralny, Rezerwa Federalna i większość ekonomistów przekrzykiwali się w ogłaszaniu roku 2014 Rokiem Ożywienia.

Sześć miesięcy później, na progu drugiego półrocza, zamiast tego Europa jest krucha, deficyty budżetowe rosną, a w politycznych kuluarach zawiera się potajemne układy, by przedłużyć terminy i poszerzyć zakres korekt deficytu fiskalnego. Aby w ogóle wyjść na zero w 2014 r., w drugim kwartale Stany Zjednoczone musiałyby odnotować wzrost gospodarczy rzędu 2,8 proc.; z kolei Azja nadal wierzy, że uda jej się miękko wylądować, co jest zadaniem niewykonalnym, jak zawrócenie super-tankowca na rzece.

Nie. Dla kogoś, kto odwiedza średnio 35 krajów rocznie, nauczka i prognoza jest prosta – konieczna jest korekta, która zresetuje światową gospodarkę. Umożliwienie transferu pieniędzy od 20 proc. gospodarki z powrotem do pozostałych 80 proc. jest niezwykle pilnym zadaniem – inaczej czeka nas kolejna dekada „japonizacji”. Moi koledzy najwyraźniej wierzą – podobna jest także opinia konsensusowa na rynku – że aby nasze dni były szczęśliwe, wystarczy odrobina wzrostu.

Moim zdaniem pomija się tu szerszy obraz: porażka jest ostateczną motywacją do rozpoczęcia wszystkiego na nowo. Mandat do zmian powstaje metodą prób i błędów. Lubię mówić, że światowi decydenci to Szaleni Eksperci, którzy Odnieśli Sukces! Korzystam tu z definicji tych koncepcji autorstwa moich ulubionych myślicieli:

Szaleństwem według Einsteina jest „powtarzanie tego samego eksperymentu w oczekiwaniu innych rezultatów”.

Ekspert w definicji Nielsa Bohra: „Ekspert to ktoś, kto popełnił wszystkie możliwe błędy w bardzo wąskiej dziedzinie.”

Sukces w definicji Churchilla: „Sukces polega na tym, by iść od porażki do porażki nie tracąc entuzjazmu.”

Tak, cały świat stał się pełen szalonych ekspertów, którzy odnieśli sukces, przynajmniej we własnych oczach. Króluje beztroska i samozadowolenie.

>>> Czytaj też: To nie jest kraj dla seniorów. 25 proc. bezrobotnych to osoby w wieku powyżej 50 lat