ikona lupy />
Rosyjski konwój jadący w stronę Ukrainy. Fot. EPA/KIRILL USOLTSEV/MOE-ONLINE.RU/PAP / PAP/EPA / KIRILL USOLTSEVMOE-ONLINE.RU

Rosyjski konwój z "pomocą humanitarną" dojechał do ukraińskiej granicy. Rozgłośnia Echo Moskwy - powołując się na zachodnich korespondentów którzy towarzyszą konwojowi - niemal 300 ciężarówek zatrzymało się w okolicy rosyjskiego miasta Kamiensk-Szachtinskij w obwodzie rostowskim.

Rosyjskie ciężarówki stoją teraz zaparkowane na polu około 25 kilometrów od granicy Ukrainy. Obok ciężarówek powstał duży obóz z namiotami i prysznicami. Kierowcy czekają na informację, kiedy i gdzie będą mogli przekroczyć granicę. Kolumna jechała drogą która prowadzi do przejścia granicznego o nazwie „Izwarino”.

Rozgłośnia "Echo Moskwy" zwraca uwagę, że wcześniej Kijów domagał się aby rosyjski konwój humanitarny został sprawdzony przez funkcjonariuszy straży granicznej i celników oraz przedstawicieli OBWE. W przeciwnym wypadku pojawienie się rosyjskiej kolumny na terytorium Ukrainy będzie ocenione jako bezpośrednia agresja lub prowokacja. Tymczasem telewizja „Rossija-24” twierdzi, że rosyjska kolumna nie dojechała jeszcze do granicy Ukrainy. Nie uściśla jednak gdzie dokładnie się znajduje.

Reklama

Rosyjskie media poinformowały, że Czerwony Krzyż będzie gotowy przejąć konwój, nawet jeśli będzie on przekraczać granicę na terenie kontrolowanym przez separatystów. Jednak musi być na to zgoda wszystkich zainteresowanych stron. Media powołują się na wypowiedź Wiktorii Zotikowej ze służby prasowej delegacji Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża dla Rosji, Białorusi i Mołdawii.

Początkowo konwój miał przekroczyć granicę z Ukrainą na terenie rosyjskiego obwodu biełgorodzkiego. Nie zgodził się na to Kijów, według którego akcja pomocy to rosyjska prowokacja. Ostatecznie do granicy ciężarówki dojechały przez teren rosyjskiego obwodu rostowskiego, który graniczy z ukraińskim obwodem ługańskim.

Przedwczoraj nad ranem z okolic Moskwy wysłanych zostało 287 ciężarówek z - jak zapewniają Rosjanie - pomocą humanitarną dla Donbasu. Trzykilometrowa kolumna TIR-ów przez dwa dni wiozła 400 ton kaszy, 100 ton cukru, 62 tony odżywek dla dzieci, 54 tony lekarstw i materiałów medycznych, 12 tysięcy śpiworów oraz 62 generatory prądotwórcze.

>>> Czytaj także: Ukraina: Jeśli rosyjski konwój przekroczy nielegalnie granicę, nasza armia będzie reagować

Nikt już nie śle konwojów. Środki na podróż wydaje się na miejscu

W świadczeniu pomocy humanitarnej pojawiają się nowe standardy. Jednym z nich jest organizowanie zbiórek pieniędzy i zakup żywności w kraju objętym pomocą. Eksperci podkreślają, że w ten sposób nie tylko pomaga się ofiarom kryzysu, ale także wzmacnia się gospodarkę państwa, do którego jest wysyłana pomoc.

Dzisiaj odchodzi się od idei wysyłania czegokolwiek z kraju dawcy - mówi Monika Korowajczyk-Sujkowska z Polskiej Akcji Humanitarnej. Jak podkreśla, widok konwojów i ciężarówek wysyłanych teraz na Ukrainę, to są wczesne lata 90. Jej zdaniem środki na transport można przeznaczyć na zakup niezbędnych rzeczy na miejscu, przez co wspiera się lokalny rynek. A miejscowi mogą korzystać z produktów, które znają - dodaje.

Jedną z najważniejszych kwestii w świadczeniu pomocy humanitarnej jest zidentyfikowanie potrzeb - mówi gość Polskiego Radia 24 Magdalena Stefańska z Polskiego Czerwonego Krzyża. Jak tłumaczy, potem organizuje się zbiórkę i ustala odbiorcę.

Znak organizacji humanitarnej na darach dla ofiar jest potwierdzeniem, że pomoc jest apolityczna. Zmniejsza to też ryzyko pogłębienia napięć i podziałów w społeczeństwie.

>>> Czytaj także Ukraina uchwaliła sankcje wobec Rosji