Jeśli dorzucimy nowelizację kodeksu pracy ograniczającą zatrudnienie na czas określony, która lada dzień ma być upubliczniona, okaże się pracujący na jakiejkolwiek podstawie będą mieć w najbliższym czasie powody do radości. Tak istotnych zmian na korzyść zatrudnionych nie było od lat.

Recepta na ucywilizowanie stosunków pracy okazała się prosta. Do zmian ponagliła nas trochę Unia Europejska, odrobinę Międzynarodowa Organizacja Pracy, ale większość zmian udało się przygotować samodzielnie, mimo że od ponad roku w praktyce nie działa dialog społeczny.

Paradoksalnie w takich warunkach okazało się, że na rynku pracy możliwa jest sytuacja win-win. Rozszerzenie prawa do zakładania związków się jest najlepszym tego przykładem. Możliwość zrzeszania się zleceniobiorców ucieszy związkowe centrale, to że przywileje takich działaczy będą znacząco ograniczone dodaje otuchy pracodawcom, a rząd może cieszyć się, że takim salomonowym rozwiązaniem likwiduje istotny społeczny problem. Może warto więc iść za ciosem i pomyśleć o gruntownej zmianie prawa pracy, która zmniejszyłaby dysproporcje między warunkami zatrudnienia na umowie o pracę i cywilnoprawnej. Wtedy na polskim rynku pracy nie tylko skończyłby się Dziki Zachód, ale zniknęły by wreszcie także pozostałości po dyktaturze proletariatu.