Warszawa chce, by przywódcy NATO zdecydowali się na zwiększenie liczby żołnierzy w krajach położonych w rejonie konfliktu Rosji z Ukrainą. Chodzi nie tylko o Polskę, ale także państwa bałtyckie, Rumunię i Bułgarię. „To się najprawdopodobniej uda załatwić w Newport. Mam wrażenie, że prezydent będzie mógł wrócić z liczącym się sukcesem” - podkreślał w Polskim Radiu minister w Kancelarii Prezydenta Jaromir Sokołowski.

>>> Czytaj więcej: Kluczowy szczyt NATO. Wschodnia flanka sojuszu musi zostać wzmocniona

Polska chciała jednak stałych baz NATO, ale według informacji dyplomatów, jest to na razie nierealne. Zamiast tego, do Polski miałyby przyjechać rotacyjne oddziały wojsk. Nie wiadomo, z jakich krajów ani na jak długo, bo politycy w Walii mają jedynie wyrazić na to zgodę. Resztę będą dopracowywali wojskowi stratedzy.
Niewykluczone też, że Szczecin stanie się główną siedzibą oddziału szybkiego reagowania NATO, który w razie potrzeby mógłby być gotów do działania w ciągu maksymalnie pięciu dni. Najtrudniej polskim politykom będzie przeforsować postulat o dozbrojeniu ukraińskiej armii.


Rozpoczynający się dzisiaj szczyt Sojuszu jest najważniejszym takim spotkaniem od lat. Początkowo jego program był inny, ale konflikt rosyjsko-ukraiński spowodował, że to właśnie sytuacja na wschodzie i plany ewentualnej obrony krajów NATO wysunęły się na plan pierwszy.

Reklama

>>> Polecamy: Rosja nie dostanie francuskich Mistrali. Prezydent Francji wydał komunikat