Umowa pozwoli dokończyć, do niedawna zagrożony, kontrakt na dostawę polskiej armii haubic samobieżnych - powiedział IAR prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Wojciech Dąbrowski. Prezes PGZ uważa, że przyjęto rozwiązanie, które pozwoli uratować program na dostawę "Krabów". Dodatkowo duża polonizacja kontraktu umożliwi w przyszłości stworzenie własnej wersji podwozia i wejście z nim na zagraniczne rynki.

Wcześniej armaty o dalekim zasięgu typu "Krab" miały być montowane na podwoziu produkowanym w spółce Bumar Łabędy. Jednak już ponad rok temu media donosiły o wadach konstrukcyjnych tych gąsienicowych platform.

>>> Czytaj też: Aramatohaubica Krab - młot NATO w polskiej armii

Kilka dni temu znów było głośno o usterkach, tym razem chodziło o mikropęknięcia w podwoziu i wady w silniku. "Dobrze się stało, że haubice będą jednak produkowane na koreańskim podwoziu" - tak podpisaną dziś umowę komentuje dla Informacyjnej Agencji Radiowej Czesław Mroczek, wiceszef resortu obrony odpowiedzialny za modernizację wojska.

Reklama

Według wiceszefa MON, radykalna decyzja i przecięcie dotychczasowych problemów z podwoziem pozwoli na dostawę haubic w terminie. Na ten artyleryjski sprzęt dalekiego i precyzyjnego rażenia armia czeka od wielu lat. Pierwsze rozmowy o programie rozpoczęły się już kilkanaście lat temu.

Na razie nie wiadomo, czy podwozia na koreańskiej licencji będą produkowane w gliwickich Łabędach. Polska Grupa Zbrojeniowa wysłała zapytanie ofertowe do spółki i czeka na odpowiedź w tej sprawie do końca stycznia przyszłego roku.

W sumie armia chce kupić 120 samobieżnych armatohaubic typu "Krab", w ramach większego programu o kryptonimie Regina. Pierwsze 24 egzemplarze "Krabów" wojsko ma dostać w 2017 roku. Wartość jednej sztuki to około 32 miliony złotych.