Brakuje unii fiskalnej i bankowej (teraz dopiero powstaje, ale ciągle bez wspólnego funduszu zabezpieczającego, który dopiero za kilka lat będzie dysponował 55 mld euro). EBC nie jest w pełni bankiem centralnym, bo nie pełni funkcji kredytodawcy ostatniej instancji. Z góry wyłączono możliwość wyjścia z unii walutowej państw niespełniających jej warunków (brak odpowiedniej procedury). Argumenty, które legły u podstaw powstania euro były tyleż gospodarcze, co polityczne – do strefy zaproszono gospodarki na tak różnych poziomach i o tak różnej konkurencyjności, że trudno mówić o konwergencji. Można wymienić jeszcze wiele słabości euro, które wyszły na światło dzienne w trakcie funkcjonowania tej waluty. Ciekawe jednak, że w europejskim piśmiennictwie rzadko podnosi się zarzut, który już wcześniej – zanim ujawnił się kryzys waluty – sformułowano w publikacjach brytyjskich i amerykańskich. Euro ma wszystkie wady Gold Standard, ale bez jego zalet.

Zarzut ten ma swoją drogą ironiczny podtekst: oto w czasach, kiedy w dominujących opiniach zwłaszcza europejskich ekonomistów uznano Gold Standard za absolutny przeżytek (czy – jak pisał John Maynard Keynes – barbarzyński relikt), zwolennicy integracji Europy i regulacji gospodarki stali się zwolennikami Gold Standard. Nie podejmuję tutaj dyskusji, czy Gold Standard można obecnie przywrócić. Chcę tylko przekazać ton i argumenty autorów, którzy się o tym wypowiadają.

>>> Czytaj też: Belka: Polska jest obecnie bezpieczniejsza poza strefą euro

Cullen Roche („The Euro Gold Standard” w „The Pragmatic Capitalist”,14 lipca 2010 r.) pisze, że podstawową cechą wspólną euro i Gold Standard jest brak możliwości emisji własnej waluty, co powoduje niemożliwość dewaluacji/deprecjacji (a więc działania automatycznej akomodacji kursu) i wyłączenie prowadzenia własnej polityki pieniężnej. Waluta danego kraju jest dla niego walutą „zagraniczną”. Dla gospodarek mniej konkurencyjnych, przy zbyt niskiej (dla nich) stopie procentowej, stwarza to pokusę nadużywania kredytu. Powiększa się deficyt rachunku obrotów bieżących (CA), a także kapitałowego. Ponieważ automatyzm kursowy nie działa, przystosowanie może się odbyć tylko poprzez wewnętrzną deprecjację, a w praktyce głównie przez obniżenie poziomu płac (które przez efekt demonstracji rosną dużo szybciej w gospodarkach słabszych). Narastają długi i zobowiązania państw o słabszej gospodarce w stosunku do gospodarek silniejszych (mechanizm ten dobrze opisuje Philipp Bagus w „Tragedii Euro”, Instytut Ludwika Misesa, Warszawa 2011).

Reklama

Wszystkie unie walutowe z czasów, gdy jeszcze istniał parytet złota/srebra (Łacińska Unia Monetarna, Skandynawska Unia Monetarna) rozwiązywały ten problem bardzo prosto – kraj, który nie mógł utrzymać parytetu swojej waluty do złota (lub srebra) po prostu musiał opuścić unię walutową (jak np. Grecja w roku 1886 czy Francja w roku 1870) i zawiesić wymienialność pieniądza papierowego bądź przeprowadzić dewaluację w stosunku do przyjętego parytetu (Wielka Brytania w 1931 r.). Otóż konstruktorzy strefy euro przyjęli pozornie nielogiczną zasadę – do euro można przystąpić po spełnieniu warunków wejścia, ale nie można od niego odejść, nawet gdy jakiś kraj (czy to z własnej winy, czy w wyniku niesprzyjających okoliczności zewnętrznych) nie spełnia tych warunków. Można to nazwać mechanizmem zapadki – wejście bez możliwości wyjścia. Ekonomicznie to nielogiczne, a konsekwencje tego (braku) rozwiązania są ciągle aktualne. Mechanizm ten miał jednak racje. Chodziło o przyspieszenie politycznej integracji przez (wymuszoną i niedojrzałą) integrację walutową.

W rezultacie można powiedzieć, że euro miało wady Gold Standard, ale bez zalety, jaką jest automatyzm wejścia i wyjścia.

W artykule „Europe’s Crisis And The Folly Of A Gold Standard” (Seeking Alpha, 9 września 2011) James A. Kostohryz, przeciwnik stałego kursu, wykłada argument przeciwko Gold Standard zwłaszcza w odniesieniu do USA. Stwierdza, że we współczesnych gospodarkach charakteryzujących się rozwiniętą wymianą międzynarodową i wysoką mobilnością kapitału system oparty na stałym kursie jest gwarantowanym przepisem na kryzys, ponieważ pomiędzy gospodarkami zakotwiczonymi w stałym kursie zachodzą nieuniknione rozbieżności w sile danej waluty (purchasing power), produktywności, kosztach itp. Rozbieżności te zwykle narastają w czasie i tylko mechanizm kursowy może je amortyzować. Przy stałym kursie akomodacja musi być wewnętrzna, przez fluktuację PKB i stopę procentową, w konsekwencji przez deflację.

Pełna wersja artykułu na obserwatorfinansowy.pl