Polska nie deklaruje na razie udziału w unijnej operacji wojskowej na Morzu Śródziemnym. Ma być ona wymierzona w przemytników ludzi, którzy przerzucają imigrantów do Europy.

Unijni ministrowie mają już dziś dać zielone światło dla przygotowań do operacji. Podobno chęć udziału zgłosiło 10 państw. Nieoficjalnie wiadomo, że mają nią zarządzać Włosi, a główny ciężar wsparcia spadnie na Wielką Brytanię i Francję.

Kilka dni temu mówiło się, że trwają rozmowy także z Polską, która miałaby wysłać statek i samolot rozpoznawczy. Jednak minister obrony Tomasz Siemoniak nie chciał tego potwierdzić. "To są zbyt poważne sprawy na takie spekulacje" - powiedział minister i dodał, że dopóki nie ma decyzji całej Unii Europejskiej w tej sprawie, trudno mówić o polskim uczestnictwie.

W podobnym tonie wypowiadał się szef polskiej dyplomacji Grzegorz Schetyna. "Dużo się o tym mówi, ale nie ma konkretnych propozycji na stole. Mamy dystans, będziemy spokojnie analizować" - dodał minister.

Unia Europejska rozpoczęła przygotowania do misji bez mandatu ONZ - a to oznacza, że będzie mogła tylko przechwytywać statki na wodach międzynarodowych. Jeśli natomiast przyjęta zostanie rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ, to możliwe byłoby użycie siły - atakowanie przemytników oraz niszczenie statków na wodach terytorialnych Libii i w pobliżu libijskiego wybrzeża.

Reklama

Na celowniku jest właśnie Libia, bo zorganizowane gangi działają głównie w tym kraju i przerzucają do Europy imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu.

>>> Czytaj też: Czesi przeciwko UE. Rząd odrzuca unijne limity imigracyjne