Wstępne wyniki wyborów są sensacją. Partia prezydenta Erdogana od 2002 roku niepodzielnie rządziła krajem, ale tym razem będzie musiała utworzyć koalicję. Turecki wicepremier już zapowiedział, że zaproszenie do rozmów otrzymają wszystkie ugrupowania, które weszły do parlamentu. Z kolei prezydent ma się dzisiaj spotkać z premierem, by omówić sytuację w Turcji. Obaj politycy wywodzą się z partii rządzącej.
Na wieść o wynikach wartość tureckiej liry spadła do rekordowo niskiego poziomu w stosunku do dolara, a bank centralny w reakcji obniżył stopy procentowe. Z kolei akcje na giełdzie w Stambule spadły o 8 procent.
Komentatorzy przyznają, że wybory okazały się porażką prezydenta Erdogana. „Myślę, że jest to koniec ery, gdy partia rządząca mogła niepodzielnie władać krajem. Oni zawsze mieli większość w parlamencie i mogli zrobić wszystko. Ale to już się skończyło” - mówi redaktor naczelny tureckiej gazety Hurriyet Serkan Demirtas. Eksperci zwracają też uwagę na świetny wynik partii kurdyjskiej, która przekroczyła 10-procentowy próg i po raz pierwszy w historii wejdzie do tureckiego parlamentu.
Jeśli wstępne wyniki potwierdzą się, może to oznaczać największy od 13 lat zwrot w tureckiej polityce. Partia prezydenta Recepa Erdogana kontrolowała kraj od 2002 roku, a sam Erdogan chciał przekształcić kraj w republikę islamską.
>>> Czytaj też: Giełdowa masakra po turecku. Inwestorzy zszokowani wynikami wyborów