Pochłonięci codziennością i skupieni na teraźniejszości, stanowczo zbyt mało myślimy o przyszłości. Szczególnie na długi dystans. Chwalebnie zajęło się tym zagadnieniem grono w Polsce najbardziej do tego predestynowane, czyli działający przy Prezydium PAN Komitet Prognoz „Polska 2000 plus”. W efekcie wieloletniego, prowadzonego pod patronatem Prezydenta RP projektu powstało sześć tomów tematycznych oraz raport końcowy przygotowany przez spiritus movens całego przedsięwzięcia, profesorów Michała Kleibera i Jerzego Kleera.

W prace było zaangażowanych kilkudziesięciu wybitnych specjalistów z różnych dziedzin, zarówno członków Komitetu, jak i spoza niego. Wykorzystano też szeroki, przeprowadzony w kilku grupach wiekowych sondaż na temat zagrożeń globalnych.

Cechy globalizacji

Raport z założenia unika zbyt wielu danych, liczb, tabel czy zestawień. Skupia się, jak wyjaśniają autorzy, bardziej na ideach, pomysłach i koncepcjach, aniżeli na praktyce czy statystyce, które zebrano w poprzednich, bardziej wyspecjalizowanych tomach. Jak najbardziej słusznie rozpoczyna się on od rozważań nad wieloznacznym i rożnie rozumianym pojęciem globalizacji. Nasze doświadczenie jest bowiem zupełnie inne niż to, które było udziałem wcześniejszych pokoleń, z wielu zasadniczych powodów. Znajdujemy się pod presją niezwykle dynamicznej i bezprecedensowej rewolucji technologicznej zwanej informatyczną. Sprawiła ona, że – jak piszą autorzy – „czas i przestrzeń straciły swoje pierwotne znaczenie”, co inni nazywają kompresją obu tych pojęć.

Reklama

Z globalizacją wiąże się również bezprecedensowe otwarcie i wymiana z zagranicą, które sprawiają, iż doszło do „destrukcji tradycyjnych rynków”. To właśnie dominacja rynków, niemal powszechna po upadku eksperymentu komunistycznego, jest drugim najważniejszym wyróżnikiem współczesności. Wyznacznikiem, który jednak niepokoi, bowiem „prowadzi do nierównowagi”.

Autorzy raportu wyjaśniają to tak: „Świat znajduje się dzisiaj w sytuacji chaosu pojęciowego, sprzeczności interesów i różnorodnych rozwiązań instytucjonalnych prowadzących do niemożności uzgodnienia rozwiązań dla zagrożeń globalnych, tzn. odnoszących się w istocie do wszystkich państw. Paradoks polega na tym, że świat w wyniku zjednoczenia pod szyldem gospodarki rynkowej, rozumianej w sposób neoliberalny, w coraz większym stopniu pogrąża się w nierównowadze. Podglebiem pogłębiającej się destrukcji są rozwiązania ekonomiczne, ale skutki widoczne są głównie w sferze społecznej i politycznej”. A do tych należałoby też chyba dodać wywodzące się z szybkiego rozwoju technologicznego zmiany świadomościowe i mentalne.

Albowiem czas nam współczesny, epoka szybkiej globalizacji, mocno różni się od epok poprzednich. Po pierwsze zmiany są uniwersalne, dotyczą wszystkich państw i kontynentów, choć oczywiście w różnym stopniu. Niebywała jest ich intensywność oraz kumulatywność. Z tego wszystkiego w sensie gospodarczym rodzi się wniosek, że tempo otwierania się gospodarek jest szybsze od szybkości rozwoju, albowiem „z zasady wymiana handlowa z zagranicą wzrasta znacznie szybciej niż produkt krajowy brutto”.

A w ten sposób rodzą się zagrożenia płynące z globalizacji, która jest nie tylko wizualna i wirtualna, lecz również jak najbardziej realna i prowadzi do kumulacji zagrożeń, takich chociażby jak rosnący brak wzajemnego zaufania, wielowymiarowy i występujący na rożnych poziomach, a biorący się z dominującej „zasady maksymalizacji zysków”. Często przeradza się on w strach wyłaniający się jako „czynnik spajający różne grupy”, albowiem z globalizacją wiąże się też „nietrwałość posiadanej pozycji”, co podważa społeczną spójność i w konsekwencji może być groźne tak dla stabilności w poszczególnych państwach (w których rosną obawy o stabilność rynku pracy i zatrudnienia oraz zwiększają się grupy prekariatu), jak pomiędzy nimi i na całej arenie międzynarodowej (chociażby z racji migracji za chlebem, której wyrazistej odsłony właśnie w Europie doświadczamy). Niestety, drąży nas „wirus bogacenia się”. Tymczasem wszyscy nie mogą być bogaci naraz.

Autorzy dodają jeszcze, że kolejnym czynnikiem wyróżniającym dokonujące się zmiany jest ich trwałość, ale tylko pobieżne traktują głębię dokonujących się zmian, a w ogóle nie wspominają ich nieodwracalności. Tymczasem trudno sobie przecież wyobrazić, że współcześni chętnie zrezygnują np. z masowej turystyki, telefonu komórkowego, laptopa, nie mówiąc już o internecie.

>>> Polecamy: Juncker nie może zmuszać do przyjmowania imigrantów. Tu potrzeba szerszych działań

Źródła kryzysu i bariery rozwojowe

Cały raport utrzymany jest w perspektywie długoterminowej, chociaż bez podawania dat, jak było w przypadku innej prognozy Komitetu („Polska 2050”), stąd rozważania o Polsce są tutaj tylko pobieżne i wyrywkowe.

Całość, co wyraźnie się odczuwa i czego autorzy nie ukrywają, utrzymana jest w tonie jeśli już nie pesymizmu czy wręcz trwogi, to na pewno płynącym z konstatacji, że dla świata współczesnego, tak dynamicznie się przecież rozwijającego, niestety „na razie brakuje scenariuszy optymistycznych”.

A to z tego powodu, że „współczesność, jeśli spojrzeć na nią przez pryzmat ostatnich kilku dekad, została poddana zmianom o skali, jakiej nigdy nie obserwowano w przeszłości”. Niestety, ludzkość nie do końca sobie z tym stanem rzeczy – i szybkością zmian – radzi. W efekcie „świat od stanu równowagi raczej się oddala niż do niej przybliża”. A brak równowagi jest stanem jeśli nie groźnym, to na pewno niepokojącym.

Stąd kolejne, kluczowe zagadnienie w rozważaniach specjalistów zaangażowanych w ten projekt, jakim jest kwestia przesilenia cywilizacyjnego, jakiego właśnie doświadczamy. O co chodzi? Autorzy wyjaśniają, że w istocie mamy teraz dwa takie przesilenia nakładające się na siebie: część państw przechodzi z ery przemysłowej do cywilizacji wiedzy, a część, ta biedniejsza, z epoki agrarnej do cywilizacji przemysłowej. W obu przypadkach zmiany są dynamiczne, głębokie i przez nikogo do końca niekontrolowane, co rodzi zasadne pytanie o ich skutki i ostateczne rezultaty.

„Jak uczy doświadczenie historyczne, wraz z każdym przesileniem cywilizacyjnym następuje zmiana porządku światowego, a ludzkość tworzy ten nowy porządek za pośrednictwem wojen, rewolucji i innych krwawych zdarzeń. Czy nowe przesilenie cywilizacyjne będzie miało podobny przebieg? Nikt tego prawdopodobnie nie jest w stanie przewidzieć. Gdyby jednak tak się miało stać, to pod względem zasięgu oraz skutków dramatyczność wydarzeń byłaby zapewne nieporównywalna ze wszystkimi poprzednimi globalnymi katastrofami” – piszą autorzy raportu.

A w innym miejscu dodano: „Przesilenia cywilizacyjne nie tylko tworzą nowe struktury i nowy ład instytucjonalno-prawny, ale często prowadzą do gwałtownej destrukcji starych struktur i starego ładu… Przesilenia cywilizacyjne, jak tego uczy doświadczenie ludzkości, zawsze są dramatyczne nie tylko dla jednostek, ale także dla wielkich grup społecznych. Następuje bowiem zasadnicza zmiana we wszystkich praktycznie sferach związanych z działalnością człowieka i funkcjonowaniem społeczeństwa, państwa, czy większej grupy państw”.

>>> Czytaj też: Obama ma duży strategiczny dylemat. W co grają Chiny?

Rynek pochłonął solidaryzm

Raport taki jak ten jest, co naturalne, wielowymiarowy i wielowątkowy, o czym świadczą chociażby tematy wcześniejszych badań i wieńczących ich tomów: kryzys jakości życia, modele systemowe i polityczne (w tym jakość demokracji), marnotrawstwo zasobów, zagrożenia środowiska, kryzys intelektualny czy megamiasta. Ale i tak mocno wyeksponowana, konkluzja płynąca z tej lektury jest jednoznaczna: to kryzysy ekonomiczne, teraz przybierające formę szybkiego różnicowania się siły ekonomicznej poszczególnych państw, a w ich ramach poszczególnych jednostek czy grup, prowadzą do kryzysów społecznych i politycznych, które w ostatecznym rozrachunku mogą być niezwykle groźne, jeśli nie sięgniemy do źródła, tzn. powodów i przyczyn powyższego różnicowania się, o ich eliminacji już nie mówiąc.

Dla nas, jak też dla profilu tego portalu, ważne jest to, że w specjalnym kwestionariuszu dotyczącym obecnych zagrożeń globalnych, które przedstawiono osobom z różnych kategorii wiekowych, wyspecyfikowano ich aż 11. Co charakterystyczne i ważne, obok zagrożeń demograficznych i starzenia się społeczeństw, wskazanych jako najpoważniejsze zagrożenie w najmłodszej grupie wiekowej badanych (16-19 lat), zdecydowana większość związana jest z gospodarką i rynkiem oraz ich funkcjonowaniem. Na przykład wśród osób najbardziej aktywnych zawodowo (30–49 lat) jako najpoważniejsze zagrożenie wskazano dominację bieżącego interesu państwa nad długofalową wizją jego rozwoju.

Oczywiście pytania zadano Polakom, więc, co zrozumiałe, wskazali oni na zagrożenia płynące z ich polskich doświadczeń, jednakże uczestniczy projektu oraz autorzy wieńczącego go raportu od początku patrzyli – i słusznie – na te zagrożenia szerzej i głębiej, w skali powszechnej. Co znamienne, dochodzą oni do takiej oto konkluzji:

„Od ponad półwiecza coraz silniej rynek i żądanie jego efektywności podporządkowują sobie życie nie tylko jednostek i przedsiębiorstw, ale także całych państw”.

Autorzy podkreślają, że doceniają rolę wolnego rynku i indywidualnej przedsiębiorczości oraz kreatywności w procesach modernizacji i rozwoju, ale i tak przestrzegają: „świat w dużym stopniu zapomniał o solidaryzmie, który wniósł do rozwoju ludzkości bardzo dużo pozytywnych właściwości”.

Raport kończy się więc, co znamienne i znaczące, swego rodzaju apelem o wzmocnienie solidaryzmu i współpracy we współczesnym świecie; tym świecie, który – jak już wiemy – „znajduje się w coraz większej nierównowadze”. Szkoda, że tak mało oznak i sił, które miałyby tę cenną i wskazaną równowagę przywrócić. To właśnie sprawia, że musimy patrzeć w przyszłość z troską i niepokojem, a nie optymizmem czy entuzjazmem. Współczesność wymaga zadumy, bo pędzimy do przodu zbyt szybko i bez zastanowienia. Dobrze byłoby choć chwilami spowolnić. Ale czy to możliwe?