W opinii Marty Szpali z Ośrodka Studiów Wschodnich mimo, że Chorwaci od kilku tygodni przygotowywali się na ewentualne przyjęcie uchodźców, to tak duża liczba tych osób w bardzo krótkim czasie przerosła ich możliwości.
"To kompletnie przerosło ich logistycznie"- mówi Marta Szpala. Okazało się, że brakuje odpowiedniej ilości żywności i wody. "To jest mały kraj i napływ tak dużej ilości osób spowodował korki i wąskie gardła" - zaznacza rozmówczyni IAR. I podkreśla, że te osoby już wcześniej koczowały kilka dni na granicy serbsko-węgierskiej, więc często są przemęczone i głodne.
Ekspertka zaznacza, że droga przez Chorwację nie jest jeszcze szlakiem. Jej zdaniem część problemów chorwackich wiąże się z tym, że uchodźcy nie wiedzą którędy wydostać się z Chorwacji. "Część z nich kieruje się w stronę Węgier, część próbuje się przedostać ze Słowenii do Austrii" - mówi ekspertka. "To są dopiero pierwsze grupy, które przecierają szlak przez Chorwację" - dodaje.
Marta Szpala zwraca też uwagę na to, że trasa przez Węgry była dobrze przygotowana. Były na niej punkty pomocy, była dostępna woda i jedzenie, a Serbowie zorganizowali punkty przy których można było odpocząć. "W Chorwacji dopiero się to tworzy" - mówi Marta Szpala.
Ekspertka zaznacza, że władze chorwackie są przychylne uchodźcom, ale osamotnione i nie wiedzą, co dalej zrobić z problemem fali migrantów na ich terytorium.
Zamkniętych jest siedem przejść granicznych między Chorwacją a Serbią. Przez około dwa dni do granicy chorwackiej dotarło ponad 14 tys. uchodźców.
>>> Czytaj też: Kryzys się zaostrza. Węgry budują kolejny mur, Chorwacja zmienia politykę