Premier ma wprawdzie za sobą większość konserwatywną, ale nie chciałby, aby kraj przystąpił do nowej wojny tylko głosami jego partii. W 2003 roku premier Tony Blair wziął udział w inwazji Iraku, mając za sobą całą Izbę Gmin, a i tak do dziś jest mu to wypominane. Tymczasem obecnie przeciw interwencji jest duży blok szkockich nacjonalistów, a w podzielonej Partii Pracy wszystko zależy od jej pacyfistycznego lidera, Jeremy'ego Corbyna.

Nie ujawnia on, czy zgodzi się na głosowanie swoich posłów zgodnie z sumieniem, czy narzuci im dyscyplinę partyjną. Ale ponad głowami swej frakcji Corbym rozesłał w czwartek e-mail do wszystkich 400 tysięcy członków Partii Pracy z pytaniem o ich opinię.

"Członkowie partii muszą zabrać głos, a posłowie muszą ich wysłuchać i podejmiemy decyzję jako partia" - powiedział Corbyn w porannym programie politycznym telewizji BBC. A przyciskany, kto podejmie ostateczną decyzję - podzielony gabinet cieni, czy on sam, odparł: "To lider decyduje".
Przeciwnicy interwencji są zresztą również na prawicy. Przeciw nalotom oponowali już konserwatywni członkowie parlamentarnej komisji spraw zagranicznych oraz znani historycy Niall Ferguson i Max Hastings.

Reklama