Najbliższe dni na rynku walutowym zapowiadają się niezwykle interesująco. W ciągu dwóch tygodni trzy banki centralne: USA, strefy euro oraz Szwajcarii, podejmą kluczowe decyzje w polityce monetarnej. Mogą one zaważyć na kursach wiodących walut – dolara, euro i franka. Jak zachowa się rynek?

Prawdopodobnie już dziś Europejski Bank Centralny (EBC) zdecyduje o złagodzeniu polityki pieniężnej. Co to oznacza? W środowisku zerowych stóp procentowych będzie to wymagać zwiększenia skupu obligacji skarbowych z rynku i obniżenia stopy depozytowej. Ma to zredukować koszty finansowania gospodarki oraz zachęcić banki do udzielania kredytów. W dłuższym okresie powinno to stymulować aktywność przedsiębiorstw, a także zwiększać zatrudnienie.

Zanim jednak zobaczymy pozytywne efekty, ubocznym skutkiem tego procesu już teraz jest osłabienie waluty. Przez ostatnie półtora roku euro w relacji do koszyka głównych walut straciło 13 proc. Niewykluczone jednak, że ta przecena może się pogłębić. Na podstawie wyników ankiet przeprowadzonych wśród ekonomistów przez Bloomberga czy Reutersa , oraz wypowiedzi poszczególnych przedstawicieli EBC, można oczekiwać pogłębienia łagodzenia monetarnego.

W zupełnie przeciwnym kierunku zmierza polityka pieniężna USA. Wynika to przede wszystkim z faktu, że bezrobocie za oceanem spadło do 5 proc., a w strefie euro utrzymuje się wyraźnie powyżej 10 proc.

Stąd Fed od kilku miesięcy sugeruje rynkowi konieczność rozpoczęcia podnoszenia stóp procentowych. Jest bardzo prawdopodobne, że dokona tego ruchu już 16 grudnia.
Różnice w przyszłej polityce monetarnej dwóch obszarów walutowych, dobrze pokazuje również rynek długu. Jeżeli porównamy rentowności dziesięcioletnich obligacji skarbowych USA (2.25 proc.) oraz Niemiec (0.5 proc.) widzimy, że różnica w oprocentowaniu wynosi około 1.7 punktu proc. rocznie. Przy takiej samej wiarygodności kredytowej obu państw i skumulowaniu się zysków przez kolejne lata, może to być poważny argument dla wielu uczestników rynku, by wymieniać euro na dolary.

Reklama

>>> Czytaj też: Stopy procentowe wzrosną. Najbardziej ucierpią klienci banków

Znaczna niepewność dotycząca kursu franka

Zmiany polityki pieniężnej w strefie euro mogą również wpływać na wycenę franka.

Wielu uczestników rynku pamięta wydarzenia z połowy stycznia tego roku. Perspektywa łagodzenia monetarnego w strefie euro była głównym powodem rezygnacji z utrzymywania kursu EUR/CHF powyżej poziomu 1.20. Niewykluczone więc, że jeżeli EBC ponownie zwiększy stymulację monetarną, Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) będzie musiał dalej obniżać stopy procentowe i sprzedawać franki.

Gdyby jednak Szwajcaria zdecydowała, że dalsze interwencje na rynku walutowym wiążą się ze zbyt dużym ryzykiem, ta operacja może zostać przerwana, tak jak miało to miejsce w połowie stycznia. Prawdopodobnie dość szybko zobaczylibyśmy kurs EUR/CHF w okolicach 1.00. Najbliższe posiedzenie banku centralnego zaplanowane jest na 10 grudnia.

Co to oznacza dla złotego?

Złoty poprzez kanał handlu zagranicznego, a także rynek obligacji skarbowych, jest w zdecydowanie większym stopniu powiązany z euro niż z dolarem. Oznacza to, że praktycznie każde wzmocnienie się dolara w relacji do euro, przekłada się w podobny procentowo wzrost wartości amerykańskiej waluty do złotego.
Niewykluczone także, że znaczne zmiany mogą dotyczyć kursu franka szwajcarskiego. Jeżeli SNB zrezygnuje z osłabienia tej waluty, wtedy jej kurs szybko może zrównać się z wyceną euro. To z kolei przełożyłoby się na kurs franka w wysokości ok. 4.20 zł. I choć na razie nie jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz, warto mieć go na uwadze. Zwłaszcza że w połowie stycznia praktycznie nikt nie oczekiwał rezygnacji SNB z utrzymywania EUR/CHF powyżej poziomu 1.20.

Jak mogą wyglądać kolejne kwartały?

Choć historyczne wydarzenia na rynku walutowym nie zawsze są dobrym prognostykiem, to obecna sytuacja przypomina wydarzenia z lat 90. Wtedy USA podnosiły stopy procentowe, a Niemcy je obniżały. W tym czasie bezrobocie w Stanach Zjednoczonych spadło do poziomu 3.8 proc., podczas gdy za naszą zachodnią granicą rosło i osiągnęło w pewnym momencie nawet 11.7 proc.

Różnice w polityce monetarnej potwierdzało zachowanie indeksu dolara, który od momentu pierwszego zacieśnienia monetarnego zyskał ponad 30 proc. Siła dolara widoczna była również na złotym. Na początku nowego milenium dolar był powyżej granicy 4.50 zł.

Na razie aż tak silne ruchy nie są scenariuszem podstawowym, ale zrównanie się kursu euro i dolara przy agresywnym łagodzeniu monetarnym ze strefy euro i podnoszeniu stóp procentowych w USA, to coraz bardziej realny rozwój sytuacji. Oznaczałoby to, że za amerykańską walutę już niedługo trzeba będzie płacić w okolicach 4.20 - 4.25 zł.

>>> Polecamy: Stopy procentowe bez zmian. RPP: Obecny poziom zapewnia regularny wzrost