Wyrazem tego przekonania była nawet próba wepchnięcia indeksu na zieloną stronę rynku.
Po tej chwili oddechu podaż uderzyła jeszcze silniej spychając indeks WIG20 już na 4,5 procentowe minusy. Traciły wszystkie branże a najbardziej banki i deweloperzy. Aż pięć spółek z indeksu największych na polskim rynku traciło więcej niż 10 procent, a w tej grupie oczywiście znalazł się ulubieniec spadków – KGHM.

Przecena osiągnęła ostatecznie 7,6 procent i podobnie jak we wtorek druga linia tylko asystowała pierwszej, ale dzięki temu przynajmniej indeksy mniejszych spółek straciły około 4 procent. Wczorajszy obrót był dwukrotnie mniejszy niż we wtorek (kiedy indeksy wzrosły), ale za to spadki trzykrotnie większe niż tamte wzrosty. Dobrą wiadomością może być fakt, że od szczytu WIG20 spadł już ponad 57 procent, a statystycznie w okolicach 60 procent spadku przecena powinna się zakończyć, bo przecież nic nie może spadać w nieskończoność.

Obserwując wczorajszą sesję w Stanach, gdzie indeksom udało się zakończyć na zaledwie 6 procentowych minusach trudno liczyć na optymistyczny początek u nas. Dodatkowo giełdy w Azji również spadły i to do poziomu czteroletnich minimów. Reakcja rynków nie mogła być inna, jeżeli ogłoszone kwartalne straty baku Wachovia przekroczyły najśmielsze oczekiwania i wyniosły niemal 24 miliardy dolarów. To największa kwartalna strata banku w historii bankowości i wielkość porównywalna z rocznym PKB Panamy. Jak widać skala porównań strat banków dochodzi do niebezpiecznej granicy porównań z poszczególnymi krajami.

Ponieważ trudno dojrzeć na horyzoncie jakąś pomoc to racjonalnie trzeba przygotować się na krajowym rynku na wyznaczenie nowych minimów bessy. Warto jednak przypomnieć, że hossa kończy się kiedy wszyscy wierzą we wzrosty, a bessa kiedy wszyscy są przekonani o spadkach. Ta prawidłowość sprawdza się od początku istnienia giełd.

Reklama
Krzysztof Barembruch
A-Z Finanse