Bardzo dobrze wypadały też mniejsze spółki, mimo że nie rosły tak dynamicznie, ale zwyżka i tam poprawiła humory. Wszystko oczywiście wynikało z nagromadzonego pesymizmu, który jeżeli jest go za dużo, przemienia się w nastawienie, że jest tanio i następuje eksplozja zakupów. Tak też było i tym razem.

Oczywiście warszawski parkiet nie był osamotniony w dobrej atmosferze. Rynki całej Europy rosły równie mocno i dynamicznie, jak wcześniej spadały. Teraz jednak nikt nie oczekuje, że wzrosty będą trwały w nieskończoność i część graczy przygotowuje się już na nieuchronną korektę. Dziś jednak, po kolejnej 10-procentowej zwyżce indeksów w Japonii i wczorajszej obniżce stóp procentowych przez FED z 1,5 na 1 procent, można z dużym prawdopodobieństwem obstawiać dalsze wzrosty.

Inwestorzy już teraz zaczynają się zastanawiać, czy obecna 3-dniowa „hossa” to tylko korekta, czy początek odwracania się trendu spadkowego. Na takie rozważania świetną odpowiedzą jest, że WIG20 na tym poziomie był zaledwie tydzień temu, a wtedy sądzono, że dołek jest już blisko, bo przecież nie możemy spaść więcej niż 1700 punktów. Realia okazały się jednak dużo mniej przyjemne i indeksy znacznie spadały przez parę następnych dni.

Z obecnej sytuacji na pewno można wysunąć jeden wniosek. Jest to najlepszy czas na zakupy dla prawdziwych długoterminowych graczy. Odbicie, które obserwujemy powinno pokazać im, że giełda nie może wiecznie spadać, a wieczne oczekiwanie, że jutro będzie taniej nie zawsze się sprawdza. Najważniejszy jednak jest fakt, że inwestorzy ci wchodząc po 55-procentowym spadku od szczytów na pewno nie wejdą na przysłowiowej „górce”.

Reklama
Krzysztof Barembruch
A-Z Finanse