Kontrola Wielkiej Brytanii nad imigracją nie musi i nie powinna oznaczać nadmiernie surowych ograniczeń – uważa redakcja agencji Bloomberg. Jak mógłby wyglądać wyważony system i czy byłby korzystny dla Polaków pracujących na Wyspach?

Kluczowym żądaniem Brytyjczyków, którzy głosowali za Brexitem, jest odzyskanie kontroli nad imigracją. Co prawda premier Theresa May obiecała, że podejmie kroki w tym kierunku, ale nie powiedziała, co konkretnie zamierza zrobić.
Wielu zwolenników Brexitu liczy na wprowadzenie bardzo restrykcyjnego systemu. Działanie takie byłoby jednak błędem i Theresa May powinna to otwarcie przyznać. Liberalne zasady w sprawie imigracji, wykonywane wedle uznania przez Wielką Brytanię, w najlepszy sposób służyłyby jej interesom.

Partia Konserwatywna zobowiązała się, że zmniejszy imigrację netto o “dziesiątki tysięcy”. Nawet jeśli taka polityka byłaby możliwa (a obecnie nie za bardzo jest), to doprowadziłaby do poważnych strat dla gospodarki oraz nadwątliłaby dobre stosunki Londynu z państwami Unii Europejskiej. Kontrola nad imigracją nie musi i nie powinna oznaczać nadmiernie surowych ograniczeń.

Jak zatem mógłby wyglądać sprawiedliwy i rozsądny system kontroli nad imigracją?

Po pierwsze, powinien zawierać ułatwienia w dostępie do brytyjskiego rynku pracy dla wykwalifikowanych specjalistów z obszaru informatyki i wszystkich zawodów, które są istotne dla brytyjskiej gospodarki.

Reklama

Po drugie, system powinien zawierać preferencyjne zasady dla obywateli Unii Europejskiej (czyli również Polaków), którzy obecnie cieszą się wolnym dostępem do brytyjskiego rynku.

Po trzecie, zastosowane środki nie powinny doprowadzić do nadwyrężenia brytyjskich służb.

Imigracja netto w marcu 2016 roku w odniesieniu do marca 2015 roku wyniosła 327 tys. osób. 180 tys. z nich pochodziło z krajów UE. To duże liczby, które oddają siłę brytyjskiego rynku pracy. Theresa May chce zmniejszyć te liczby, ale powinna zrobić to rozważnie. Brytyjska premier wykluczyła już system punktowy w stylu australijskim (Wielka Brytania stosuje ten system w odniesieniu do imigrantów spoza UE), ponieważ koniec końców system ten nie daje zbyt dużej kontroli nad liczbą imigrantów. Rozwiązanie to mogłoby jednak zostać połączone z ogólnymi kwotami. Wówczas mielibyśmy do czynienia z systemem hybrydowym.

Prawdziwe wyzwanie jednak przyjdzie ze strony wyborców. Jak bowiem poradzić sobie z niezadowolonymi zwolennikami Brexitu, którzy oczekują, że nowy system w istotny sposób zmniejszy kwoty imigracji? Biorąc pod uwagę Bezledy ekonomiczne, Theresa May powinna liczyć się z tym, że nie będzie w stanie zaspokoić ich oczekiwań, oraz powinna stale wyjaśniać, że najbardziej korzystnym systemem byłby system liberalny na brytyjskich warunkach.

Społeczne niezadowolenie z powodu imigracji w Wielkiej Brytanii nie jest niczym nowym. Przez ponad pół wieku sondaże pokazują, że większość badanych chciała niższej imigracji. Kolejne rządy, zamiast próbować się z nimi zmierzyć, często poddawały się tym lękom. Theresa May musi to zrobić lepiej. Jak? Np. pokazując, że obawy o napływ uchodźców są przesadzone. Szczyt wniosków o azyl zanotowano w Wielkiej Brytanii na początku pierwszej dekady XXI wieku. Prawie dwie trzecie wniosków zostało odrzuconych. Dziś uchodźcy to tylko 7 proc. wśród wszystkich imigrantów.

Wielka Brytania prawdopodobnie będzie musiała zaakceptować pewne ograniczenia w dostępie do wspólnego rynku UE – w zamian za wprowadzenie kontroli nad imigracją. Niemniej warunki tej umowy wciąż są przedmiotem negocjacji. Warunki te nie powinny być z zasady karzące. I nie ma takiej potrzeby. Istnieją bowiem przesłanki, że niektórzy europejscy przywódcy są skłonni do kompromisu.

Jeśli Teresie May uda się rozwiązać ten problem we właściwy sposób, wówczas na pewno pojawi się grupa niezadowolonych zwolenników Brexitu. To oczywiście niekorzystna sytuacja, ale przy odrobinie szczęścia może uda się przekonać większość do nowych rozwiązań. Wielka Brytania może przywrócić kontrolę nad imigracją, bez zbędnego pogarszania swoich perspektyw na przyszłość.

>>> Czytaj też: Nieudana próba zamachu na Trumpa. Brytyjczykowi grozi 20 lat więzienia