Powód - jak tłumaczą - jest prozaiczny; zarówno w bankach, jak i w firmach deweloperskich ważnym elementem oceny zarządu i pracowników jest liczba sprzedanych mieszkań lub kredytów. "Dlatego zarówno w bankach, jak i w firmach deweloperskich wielu osobom może zależeć na tym, aby pochwalić się jak najlepszą sprzedażą, co może wzmagać skłonność do tworzenia promocji czy udzielania rabatów w trakcie negocjacji" - wytłumaczyli.

Napisali, że jest to dobra okazja do zakupu własnego „M” na trochę korzystniejszych warunkach. Powołując się na dane NBP z ostatnich 15 lat wskazali, że co do zasady średnia cena metra nowego mieszkania była w czwartym kwartale niższa niż w trzecim. "W porównaniu do aktualnych cen różnica nie powala na kolana, ale zarówno w stolicy, jak i na poziomie średniej dla siedmiu największych rynków, można ją szacować na około 100-200 złotych za m kw. (...) Nawet gdyby przyjąć tę dolną granicę, to i tak w przypadku przeciętnego „M” mówimy o oszczędności rzędu 5 tys. zł" - czytamy.

Podkreślili przy tym, że wiele zależy od sytuacji w jakiej znajduje się firma deweloperska i jak bardzo może być zmotywowana do udzielania rabatów. Wskazali też, że cena metra mieszkania, to rzecz, którą z deweloperem najtrudniej negocjować. "Znacznie łatwiej jest uzyskać tańszą lub nawet darmową komórkę lokatorską, rabat na miejsce postojowe czy pakiet wykończeniowy" - podpowiedzieli.

Reklama

Zauważyli też, że składając wnioski kredytowe pod koniec roku można, co do zasady, można liczyć na lepsze warunki. "Jeśli złożymy wniosek kredytowy pod koniec roku, to na pieniądze z banku możemy liczyć w styczniu lub lutym, a dane za ostatnie 15 lat pokazują, że wypłacane na początku roku kredyty miały odrobinę niższe oprocentowanie (RRSO)" - czytamy. Dodali, że nie jest to jakaś ogromna różnica – średnio zaledwie 12 punktów bazowych, ale w praktyce oznacza to, że pożyczając na 25 lat kwotę 300 tys. złotych można zaoszczędzić na odsetkach czy innych kosztach około 7 tys. złotych. Ocenili przy tym, że banki niechętnie negocjują marże, ale już obniżka prowizji czy opłat jest jak najbardziej możliwa.

Powołując się na "pobieżne badanie przeprowadzone przez HRE Investments", napisali, że z grona 16 największych firm deweloperskich 6 zaproponowało w ostatnim czasie jakieś promocje. Znacznie więcej jest ich w bankach: "w 5 na 9 instytucji widzimy pod koniec roku wzmożone kuszenie potencjalnych kredytobiorców" - czytamy.

Według analityków mniejsza skłonność do udzielania rabatów wśród deweloperów może wynikać z faktu, że w ich biurach sprzedaży lokale pozostające w ofercie odpowiadają jedynie półrocznej sprzedaży - trochę mało by decydować się na duże promocje. Za to w przypadku banków - jak napisali - sytuacja jest zgoła inna. Wskazali, że co prawda w ostatnich miesiącach kredyty hipoteczne cieszyły się bardzo dużym popytem, ale już od jakiegoś czasu fala nowych wniosków kredytowych zaczyna opadać, choćby z uwagi na wzrost stóp procentowych. Część kredytobiorców może też wstrzymywać się z zaciągnięciem długu czekając na strat rządowego programu mieszkanie bez wkładu własnego. "To może oznaczać dla banków nawet kilka gorszych miesięcy pod względem sprzedaży kredytów mieszkaniowych. Spodziewając się tego lub nawet widząc już taki obrót spraw, powinny być one skłonne powalczyć odważniej o względy klientów".