Takie zjawiska, jak shrinkflacja czy skinflacja mogą dotyczyć niemalże każdego z produktów - makaronów, słodyczy, masła, a nawet chleba. - Nie odnosi się to tylko do sklepów spożywczych, ale także restauracji czy sieci fast food. Tam również proponowane są mniejsze porcje niż dotychczas - zauważa Izabela Lewandowska, doktor nauk ekonomicznych i prowadząca profil @finansekobiet na Instagramie.

Zmiana ceny może odstraszyć kupującego

Zdaniem rozmówczyni, z punktu widzenia ekonomicznego konsumenci i przedsiębiorcy mają w tej chwili wykluczające się interesy. Marki chcą mieć jak największy zysk, a kupujący jak najniższą cenę. Kiedy rosną koszty półproduktów potrzebnych do przygotowania przez przedsiębiorcę ostatecznego produktu, będzie się on starał zrekompensować tę różnicę. - Kupujący są wrażliwi na zmianę cen niektórych artykułów. Podwyżka nawet o kilka złotych powoduje, że nie sięgamy już po ten produkt. Chodzi na przykład o rzeczy, które mają dużo substytutów, dobra luksusowe czy wyroby niezbyt silnych marek. Dlatego przedsiębiorcy decydują się na zabiegi shrinkflacji czy skinflacji.

Reklama

W czasach wysokiej inflacji z dużą uwagą patrzymy na artykuły, które są w sklepach. W rezultacie coraz więcej konsumentów zauważa zmianę gramatury czy zmianę w składzie produktu. Tak było na przykład na przełomie stycznia i lutego z wedlowskim Ptasim Mleczkiem, kiedy pojawiło się wiele publikacji o tym, że firma obniżyła gramaturę produktu z 360 do 340 gramów. - Wiele konsumentów uważniej patrzy choćby na widoczną na metce cenę za kilogram. Jesteśmy coraz bardziej świadomi zabiegów, jakie robią przedsiębiorstwa, chcąc sprzedać swoje produkty, bo musimy uważać na swój domowy budżet - mówi Izabela Lewandowska.

Media edukują konsumenta

Ekonomistka Justyna Kik, prowadząca stronę Proste-finanse.pl i profil @prostefinanse na Instagramie zauważa, że dużo może zależeć od tego, czy informacja o pogorszeniu składu lub zmniejszeniu gramatury dostanie się do mediów. - Jeżeli zmiana zostanie nagłośniona w mediach społecznościowych i podchwycą ją internetowe portale, to konsument rzeczywiście będzie dokładniej sprawdzał opakowania w sklepach. Ale oczywiście nie dotyczy to wszystkich produktów i wszystkich kupujących z każdej grupy wiekowej. Zwłaszcza jeżeli zmiany są subtelne - o kilka czy kilkanaście gramów i nie rzucają nam się od razu w oczy, czy nie czujemy ich wagi, biorąc towar w dłoń.

W dłuższej perspektywie downsizing nie wpłynie na postrzeganie marek

Ekspertki zauważają, że zpunktu widzenia producenta o wiele bardziej opłaca się mu się dokonać downsizingu, niż zwiększać cenę produktu, bo konsumenci niechętnie akceptują wzrost cen. - Zarządzanie wizerunkiem marki i walka o zadowolonego klienta jest kluczowym elementem w biznesie. Jeśli firma dostarcza produkt mniejszy w tej samej cenie, to warto byłoby poinformować klienta o tej decyzji i jej powodach oraz być otwartym na krytyczne opinie klientów. Długoterminowy sukces marki może bowiem zależeć od dobrej komunikacji z konsumentem. Oczywiście można też liczyć na to, że konsument się w ogóle nie zorientuje, że coś się zmieniło - ocenia Justyna Kik.

A czy działania marek powodują spadek zaufania do nich? - Biorąc pod uwagę przykład Ptasiego Mleczka, myślę, że nie jest to duże nadszarpnięcie wizerunku. Można by to bardziej postrzegać jako kryzys wizerunkowy. Ale w długim okresie z reguły takie ruchy nie mają wpływu na rzeczywistą sprzedaż. Marki biorą pod uwagę, że mogą stracić kilku klientów. Ale oszczędności, które w wyniku downsizingu uda im się osiągnąć, są znacznie wyższe niż strata. W rezultacie mimo zmniejszania opakowań i pogarszania składów nadal będziemy sięgać po produkty znanych i lubianych marek - podsumowuje Izabela Lewandowska.