Ta rocznica nie jest okrągła, ale na płycie (wtedy raczej na kasecie) kawałek ukazał się rok później, tu stuknęła mu właśnie trzydziestka.

Duża kwota w zestawieniu z bombardującymi nas (czytaj: Was, ja jestem po drugiej stronie) ciągle nagłówkami o inflacji skłania do zastanowienia się, ile dziś właściwie jest warte 100 mln sprzed trzech dekad. Lub inaczej: jakie pieniądze rozpalały wtedy wyobraźnię polityków, publicystów i piosenkarzy. Trzeba od razu wyjaśnić, że nie takie znów duże. Lech Wałęsa mówił o 100 mln, a ceny chleba podawano wtedy w tysiącach złotych.

Ale było potrzeba niewiele ponad dwóch lat od debiutu piosenki, żeby podawana w niej kwota straciła realnie połowę wartości. Styczeń 1995 r. zabrał jeszcze więcej – wtedy doszło do denominacji. Stare banknoty wymieniono na te, jakimi posługujemy się dzisiaj, a te miały o cztery zera mniej (to oznacza, że właściwie już w punkcie wyjścia – przeliczając na nowe złote – kawałek Kazika powinien mieć tytuł „Wałęsa dawaj moje 10 tysięcy”).

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP

Reklama