Z Jakubem Olkiem z TikToka rozmawiają Elżbieta Rutkowska i Anna Wittenberg
ikona lupy />
Jakub Olek szef relacji publicznych TikToka w Europie Środkowo-Wschodniej / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe
Rząd federalny i urzędy w USA, Komisja Europejska, a ostatnio rząd Kanady - coraz więcej instytucji zakazuje swoim urzędnikom używania TikToka.
Wszystkie te kwestie dotyczą urządzeń służbowych. To ważne i jako takie nie jest niczym nowym w kwestiach polityk zarządzania urządzeniami korporacyjnymi. W ostatnich przypadkach (zaleceń wydanych przez Dyrekcję Generalną ds. Informatyki KE i Kanadę) zdziwił nas tryb postępowania - nie podano żadnych konkretnych zastrzeżeń ani nie zadano pytań. Uważamy, że te decyzje są oparte na fundamentalnie błędnych założeniach i tezach. Jesteśmy zaskoczeni, że Komisja nie skontaktowała się z nami w tej sprawie ani nie przedstawiła żadnych wyjaśnień. Poprosiliśmy o spotkanie, aby wyjaśnić, w jaki sposób chronimy dane ludzi w całej UE, którzy odwiedzają TikToka. Niezmiennie deklarujemy chęć współpracy. Tworzymy w Europie trzy centra przechowujące lokalnie dane użytkowników, cały czas minimalizujemy dostęp pracowników do danych i ich przepływ poza Europę.
Reklama
Paradoksalnie, widzę w tym wszystkim promyk nadziei. Im więcej takich rzeczy się dzieje, tym bardziej popycha to rząd USA do dokończenia trwającego procesu i zawarcia z nami umowy. A gdy tak się stanie, przełoży się to automatycznie na zaufanie w kontaktach z innymi organizacjami, jak uniwersytety czy poszczególne komórki Kongresu i Senatu, które blokują na swoich urządzeniach naszą aplikację. Na pewno będzie to miało też wpływ na inne części świata.
Zakazy nie ograniczają się do USA i UE. TikToka zabroniły też Indie i Tajwan.
Tajwan tylko częściowo, a Indie zablokowały wiele aplikacji z powodu konfliktu granicznego z Chinami. Więc to są kwestie geopolityczne.
Czyli pozamerytoryczne?
Geopolityka nam nie pomaga. Szczerze wierzymy, że jesteśmy w stanie zbudować zaufanie do platformy na poziomie naszych działań wewnętrznych. Jesteśmy w stanie zbudować taki ekosystem bezpieczeństwa i obiegu danych, który zapewni cyfrową suwerenność.
Co to znaczy?
Niezależność danych od jednego właściciela.
Czyli od chińskiej partii komunistycznej?
Nie mamy żadnych związków z partią. Nigdy nie mieliśmy.
Jak to przeczyta ambasada Chin…
To żaden nagły zwrot. Od zawsze jasno komunikujemy, że nigdy nie mieliśmy nic wspólnego z Komunistyczną Partią Chin ani z rządem. Nigdy nie dostaliśmy wniosku o udostępnienie danych od chińskich władz. Nawet gdyby takie żądanie wpłynęło, zostałoby odrzucone.
A jakie wpływy KPCh ma w spółce matce TikToka, czyli ByteDance?
Żadnych. 60 proc. udziałów posiadają globalne fundusze inwestycyjne, takie jak Sequoia Capital czy SoftBank, 21 proc. ma założyciel spółki Jiming Zhang. Niecałe 20 proc. należy do mniejszych inwestorów i pracowników, w opcjach na akcje (prawie do nabycia akcji - red.). Zarówno spółka, jak i jej założyciele są na stałe w Singapurze. Nasze połączenie jest takie, jak w każdej innej relacji spółka matka - spółka córka. Tak naprawdę ByteDance najbardziej interesuje, ile zysku wygeneruje TikTok.
A kto ma złotą akcję, która daje wpływ na strategiczne decyzje?
Pod lokalne przepisy podlegają spółki działające na terenie Chin, np. Douyin Information Service Co., który zarządza takimi produktami jak Douyin czy Toutiao. Są one (spółki) jednak podległe ByteDance, więc nie mają wglądu w globalne operacje ByteDance ani tym bardziej TikToka. To są zupełnie inne produkty.
Mam wrażenie, że funkcjonujemy w rzeczywistości, która przeczy logice i ustalonemu porządkowi rzeczy. Co do zasady przyjmuje się powszechnie domniemanie niewinności, natomiast wobec TikToka stosuje się domniemanie winy. To absurdalne. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że dla lepszego postrzegania naszej platformy pewne procesy muszą zostać doprowadzone do końca. Przede wszystkim sformalizowanie współpracy z Oracle w USA. Firma wydała na to już 1,5 mld dol. Gdyby to nie był priorytet, nie przeznaczono by tak ogromnych środków. Ale ciągle widzi się w TikToku firmę chińską, mimo że fakty temu przeczą.
Bo tak się składa, że po każdym ograniczeniu dostępu do TikToka w USA z oburzeniem odzywają się władze Chin, a nie Singapuru.
Nie kontrolujemy tego, co mówi chiński rząd, nie mieliśmy i nie mamy na to wpływu. Mało tego, trzeba sobie powiedzieć, że takie komentarze bardzo często nam nie pomagają, bo powodują takie pytania jak teraz.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP