Deregulacja po polsku – złoty nadmiar regulacji

Jak zauważył prezes Bolesławski, Polska w kontekście regulacji ma ograniczone pole manewru. Około 70% przepisów wdrażanych w kraju to implementacje unijnych dyrektyw, jedynie 30% to regulacje lokalne. Jednak to właśnie w tej mniejszości pojawia się tzw. gold plating – czyli nadbudowywanie europejskich przepisów dodatkowymi wymaganiami.

– Ktoś chce „domknąć jedno okienko”, nie myśląc o skutkach, co często prowadzi do zablokowania całych mechanizmów i odstrasza firmy od inwestowania – ocenił Bolesławski. Jego zdaniem problem nie leży wyłącznie po stronie KNF czy sektora bankowego, ale także w polskim procesie legislacyjnym, gdzie parlamentarzyści chętnie „udoskonalają” unijne wytyczne.

Niepokój budzi również fakt, że to nie tylko regulatorzy, ale także konsultanci – ci sami, którzy pomagali tworzyć przepisy – teraz odgrywają rolę w ich interpretacji i egzekwowaniu. – Zamiast prowadzić biznes, firmy zajmują się tym, jak interpretować regulacje – skwitował prezes ING.

Europejska inicjatywa czy gra pozorów?

Na poziomie Unii pojawiają się hasła „cięcia czerwonej taśmy” – m.in. ze strony Ursuli von der Leyen – ale jak podkreśla Bolesławski, realnym testem dla skuteczności deregulacji będzie wzrost inwestycji. – Można skreślić wiele paragrafów, ale jeśli firmy nadal nie będą podejmować inwestycji, to znaczy, że się nie udało – mówi.

Inwestycje w Polsce – ciągle za mało

Od lat w Polsce mówi się o potrzebie zwiększenia udziału inwestycji w PKB. Celem miało być 20–25%, tymczasem od lat poziom ten oscyluje wokół 16–17%. Zdaniem prezesa ING, deklaracje nie wystarczą. Konieczne są konkretne działania – w tym właśnie deregulacja, uproszczenie procedur i ograniczenie obciążeń raportowych.

Nie żyjemy w gospodarce centralnie planowanej. Inwestycji nie da się zadekretować – podkreśla Bolesławski. Zwraca też uwagę na długą fazę preinwestycyjną – trwającą nawet kilka lat – oraz wysokie koszty związane z dostosowaniem się do nowych unijnych regulacji, np. dotyczących śladu węglowego.

Rola państwa i banków

Choć sektor prywatny musi mieć przestrzeń do działania, rząd również ma do odegrania ważną rolę – np. poprzez wielkie inwestycje infrastrukturalne, jak CPK, elektrownie jądrowe, farmy wiatrowe czy modernizacja kolei. Takie projekty mogą uruchomić całą gospodarkę – w tym małe i średnie przedsiębiorstwa – poprzez łańcuchy dostaw.

Czy banki są gotowe finansować te inwestycje? – Proszę spojrzeć na bilanse polskich banków – odpowiada Bolesławski. Obecnie większą ich część stanowią obligacje skarbowe niż kredyty. – To ewenement na skalę światową – zauważa. Jego zdaniem sektor ma duże możliwości absorpcji inwestycji, ale konieczne są projekty wiarygodne i z odpowiednią strukturą finansowania.

Co, jeśli się nie uda?

– Brak inwestycji to w długim terminie spadek popytu – ostrzega prezes ING. Wzrost gospodarczy oparty wyłącznie na konsumpcji nie będzie możliwy do utrzymania. Bez inwestycji nie będzie nowych miejsc pracy, nie będzie pieniędzy, nie będzie zakupów. – To wszystko tworzy poważną lukę, która dotyka m.in. młodych ludzi niezdolnych do zakupu mieszkań – mówi Bolesławski.

Konkluzja? Inwestycje, inwestycje, inwestycje Bez inwestycji nie będzie trwałego wzrostu. A żeby inwestycje się pojawiły, potrzebna jest odważna deregulacja – zarówno na poziomie krajowym, jak i unijnym. Biznes nie może być dłużej zakładnikiem nadmiaru przepisów i niepewności regulacyjnej.