Zwyżka cen złota ma związek z pojawieniem się po raz kolejny podwyższonej awersji inwestorów do ryzyka. Poniedziałkowa sesja przyniosła wyjątkowo dużą zmienność notowań wielu aktywów, przy czym zyskiwały na wartości głównie te uznawane za „bezpieczne przystanie" na rynkach finansowych. Dobrze radził sobie więc m.in. amerykański dolar czy szwajcarski frank, a spadki wartości dotykały m.in. polskiego złotego oraz cen akcji wielu spółek z naszego regionu.

Na fali ucieczki w stronę bezpiecznych przystani zyskało oczywiście także złoto, a kruszec ten jest postrzegany obecnie jako pożyteczny dodatek do portfela inwestycyjnego, niwelujący skutki nastawienia risk-off m.in. na akcjach. W obliczu wojny w Ukrainie, pozostałe czynniki dotychczas wpływające na ceny złota, zeszły na dalszy plan. Mowa tu przede wszystkim o planach zacieśniania polityki monetarnej w USA przez amerykańską Rezerwę Federalną. Decyzja dotycząca stóp procentowych ma bowiem zapaść już w połowie marca, ale nadal i na razie wiele wskazuje na to, że Fed może utrzymać jastrzębie nastawienie i dokonać podwyżki nawet o 50 pb. Jest to tym bardziej prawdopodobne w obliczu dobrej kondycji amerykańskiego rynku pracy oraz zagrożenia jeszcze wyższą inflacją niż dotychczas po nagłym wzroście cen surowców i towarów.

Wraz ze złotem, w ostatnich dniach dynamicznie drożały także pozostałe metale szlachetne. Cena srebra przekroczyła poziom 26 USD za uncję i znalazła się na najwyższym poziomie od lipca poprzedniego roku. Na uwagę zasługuje także sytuacja na rynku palladu, który sięgnął najwyższych poziomów cenowych w historii z uwagi na fakt, iż Rosja jest jego głównym producentem.

Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca w Superfund TFI S.A.

Reklama